Tytuł: Filary
Świata
Tytuł oryginalny: The Pillars of the World
Autor: Anne
Bishop
Tłumaczenie:
Marta Weronika Najman
Seria (tom): Tir
Alainn (1)
Gatunek:
fantastyka
Wydawnictwo:
Initium
Data wydania: 14
stycznia 2019
Są takie spotkania, które odkłada
się latami. Z różnych powodów. To samo mogę powiedzieć o mnie i prozie Anne
Bishop, o której słyszałam dawno temu od koleżanki zafascynowanej trylogią „Czarnych
Kamieni”, która zresztą przerodziła się w cykl. „Czarnych Kamieni” dotąd nie
przeczytałam, ale za to dostałam w łapki „Filary świata” rozpoczynające historię
„Tir Alainn”.
Opis brzmiał dość ciekawie. Młoda
czarownica, która musi zmierzyć się z niełatwymi zmianami, gnuśni Fae, którym
zaczyna się palić grunt pod nogami, do tego polowania na czarownice. Czysta fantastyka
całkiem nieźle wpisująca się w nurt literatury młodzieżowej. Szybko też
pojawiły się znane motywy jak choćby Dziki Gon.
A jednak coś nie zagrało. Do tej
pory nie wiem, czy to kwestia miałkich postaci czy prowadzenia fabuły, która
rozwleka się przez większość książki, by nagle ruszyć z kopyta, ale „Filary
świata” to dość przecięta książka. W ogóle mnie nie bawiło, kiedy jedyne, co
Ari robi, to zastanawia się nad fizycznymi walorami swojego romansu z Lucianem.
Swoją drogą, że przez większą część powieści imię to kojarzyło mi się z
bohaterem „Dworu Cierni i Róż”. Nie, żeby dla Fae istniały ważniejsze sprawy
niż kolejne numerki z młodą czarownicą. A przecież ich świat powoli obumiera i
nikt nie wie, dlaczego.