piątek, 26 kwietnia 2019

"Filary Świata" Anne Bishop


Tytuł: Filary Świata
Tytuł oryginalny: The Pillars of the World
Autor: Anne Bishop
Tłumaczenie: Marta Weronika Najman
Seria (tom): Tir Alainn (1)
Gatunek: fantastyka
Wydawnictwo: Initium
Data wydania: 14 stycznia 2019

Są takie spotkania, które odkłada się latami. Z różnych powodów. To samo mogę powiedzieć o mnie i prozie Anne Bishop, o której słyszałam dawno temu od koleżanki zafascynowanej trylogią „Czarnych Kamieni”, która zresztą przerodziła się w cykl. „Czarnych Kamieni” dotąd nie przeczytałam, ale za to dostałam w łapki „Filary świata” rozpoczynające historię „Tir Alainn”.
Opis brzmiał dość ciekawie. Młoda czarownica, która musi zmierzyć się z niełatwymi zmianami, gnuśni Fae, którym zaczyna się palić grunt pod nogami, do tego polowania na czarownice. Czysta fantastyka całkiem nieźle wpisująca się w nurt literatury młodzieżowej. Szybko też pojawiły się znane motywy jak choćby Dziki Gon.
A jednak coś nie zagrało. Do tej pory nie wiem, czy to kwestia miałkich postaci czy prowadzenia fabuły, która rozwleka się przez większość książki, by nagle ruszyć z kopyta, ale „Filary świata” to dość przecięta książka. W ogóle mnie nie bawiło, kiedy jedyne, co Ari robi, to zastanawia się nad fizycznymi walorami swojego romansu z Lucianem. Swoją drogą, że przez większą część powieści imię to kojarzyło mi się z bohaterem „Dworu Cierni i Róż”. Nie, żeby dla Fae istniały ważniejsze sprawy niż kolejne numerki z młodą czarownicą. A przecież ich świat powoli obumiera i nikt nie wie, dlaczego.
Wątkiem, który mnie drażni, jest również, słusznie zresztą, mistrz Adolfo i jego polowania na czarownice. Znamy to z historii – oskarżanie kobiet o czary, które źle wpływają na okolicę i jej mieszkańców, a ciemny lud łyka to bez jakiejkolwiek refleksji. Zarówno motywy, jak i metody Adolfo napawają mnie obrzydzeniem, a jemu samemu zgotowałabym podobny los, jak on swoim ofiarom.
Tak naprawdę jedyną postacią, która zyskuje sympatię, jest Morag, Zbieraczka. To chyba jedyna Fae, która jest bezinteresowna i równa wobec wszystkich, może ze względu na to, że jest kochanką Śmierci przeprowadzającą dusze zmarłych na drugą stronę. Należy jej się obawiać, jej gniew potrafi przerazić, dla prawdziwych przyjaciół jednak stanie przeciwko wszystkiemu.
Mocnym punktem powieści jest jej folklor. Anne Bishop przedstawia świat podobny naszemu średniowieczu, pełny magii i legend, których prawdziwości nie wszyscy dostrzegają. Magiczne istoty mieszkają niezauważane obok ludzi, czasami wobec nich złośliwe, dla innych pełne życzliwości. I nie mówię tu o Fae. Gnuśnych i wiecznie wymagających od innych, którzy nie słuchali ostrzeżeń, aż było zbyt późno, a to niemal doprowadziło do katastrofy. Do tego nie uczą się na błędach.
Styl Anne Bishop jest dość przyjemny dla czytelnika. Prosty, obrazowy, z żywymi dialogami. Jedyny problem to właśnie rozwlekanie akcji, kiedy w sumie nic się nie dzieje. Poznajemy Ari i jej „życiowe problemy”, przedstawicieli Fae i tych złych, ale zbliżanie się do finału jak dla mnie jest zbyt rozciągnięte. Tu się tak naprawdę nic nie dzieje, a już po jakiś stu stronach czytelnik może sam dojść do wniosku, co się wydarzy. Jeśli nie wcześniej. A szkoda, bo liczyłam na naprawdę przyjemną lekturę.
„Filary Świata” to książka przeciętna. Ma pięknie opisany świat, ciekawe wątki, ale rozwleka je w czasie na tyle widocznie, że w połowie powieści jesteśmy już znudzeni. Miałcy bohaterowie tego nie ratują, wręcz przeciwnie, irytują czytelnika swoim zachowaniem. Szkoda, jest to niewykorzystany potencjał i długo będę się zastanawiać nad sięgnięciem po kolejny tom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz