Tytuł: Szybcy i
wściekli: Hoobs i Shaw
Reżyseria: David
Leitch
Obsada: Dwayne Johnson, Jason Statham, Idris Elba,
Vanessa Kirby
Gatunek: akcja
Premiera: 2
sierpnia 2019
Od jakiegoś czasu znów mam z kim
pójść do kina. Nie sprawia mi przyjemności chodzenie samej, zresztą zazwyczaj
wtedy wybieram seans w domu przed komputerem. A tak przynajmniej mam jakiś
obraz tego, co w kinach dopiero będzie. Tak trafiliśmy na trailer kolejnego
filmu spod znaku „Szybkich i wściekłych”. Nie jest to kino wysokich lotów, ale
nie o to chodziło, kiedy podjęliśmy jednoznaczną decyzję, że idziemy. Kupując
bilety, nadal byliśmy wręcz przekonani, że czeka nas świetna komedia.
I „Hoobs i Shaw” są komedią.
Przede wszystkim kinem akcji, ale potraktować to jak komedię i człowiek bawi
się dużo lepiej, przyglądając się, jak dwóch agentów różnych agencji z
przerośniętym ego próbuje uratować świat po swojemu, po czym łączą siły,
niszcząc wszystko na swojej drodze i wychodząc z pozornie beznadziejnej
sytuacji obronną ręką. Bo zawsze może być przecież gorzej, a wszystkie te
pościgi i wybuchy są po prostu efektowne.
Tego nie mogę odmówić. Użyta
przez bohaterów technologia, dynamika akcji, sceny walki – wszystko to jest
doprecyzowane i patrzy się na to bardzo dobrze. Przyznam szczerze, że na
początku odniosłam wrażenie, że nawet pomyliliśmy sale kinowe i trafiliśmy na
kolejny film o Bondzie czy innym superbohaterze, który musi uratować świat
przed zagładą. Ale nie, to byli Hoobs i Shaw. Za mało też, jak na mój gust,
było szybkich, pięknych samochodów. To przecież znak rozpoznawczy „Szybkich i
wściekłych”, więc dla mnie trochę nieporozumieniem było sygnowanie tego filmu
tą marką. Fajnie, że panowie dostali swoje pięć minut bez asystowania Vin Diesela
i pozostałych z głównej ekipy, ale mnie czegoś brakowało.
Nie oznacza to, że nie bawiłam
się dobrze. Szkolne przepychanki pomiędzy parą głównych bohaterów, którzy wręcz
ociekają testosteronem i w każdej niemal sytuacji twierdzą, że sami poradzą
sobie doskonale, w połączeniu z akcją pędzącą na łeb, na szyję to całkiem
niezła lekka rozrywka. Do tego film jest ciepły i wprost mówiący: „Co by nie
było, rodzina ci zawsze pomoże. Czasami najpierw sprzeda kopa, ale pomoże”.
Relacje rodzinne bowiem, choć skomplikowane, grają tu główną rolę obok
ratowania świata przed zabójczym wirusem. To zresztą od początku w „Szybkich i
wściekłych” było bardzo ważne, już w pierwszej części Dominic Toretto bardzo
dbał o najbliższych. Dzięki temu bohaterowie też są zaczepieni w świecie, to
wiele tłumaczy, dlaczego są właśnie tacy i przyjemnie się na nich patrzy.
Zresztą mama Hoobsa i jej klapek sprawiedliwości jeszcze długo zostanie z tyłu
głowy, wywołując uśmiech na twarzy.
„Hoobs i Shaw” nie są kinem
ambitnym, nawet takiego nie udają. Poboczni bohaterowie serii dostali swoje
pięć minut, do tego jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa. Na letni wieczór
są idealną, niezbyt wymagającą rozrywką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz