Miejsce, w którym mieszkaliśmy, nazywaliśmy Dziurą. Był to zapadnięty,
zrujnowany budynek, jakich wiele w najgorszych częściach slumsów. Nikt się tu
nie przejmował cieknącym dachem, brakiem normalnego ogrzewania czy życiem
dzieciaka śpiącego obok. Mimo to byliśmy czymś w rodzaju rodziny, choć zapewne
najbardziej patologicznej, jak się tylko dało. Trzymaliśmy się jednak razem,
żeby jakoś przetrwać. Zwłaszcza, gdy zaczynały się kłopoty. To właśnie w takich
chwilach starsze dzieciaki brały odpowiedzialność za młodsze, broniąc naszej
Dziury. Było to jedyne miejsce, w którym mogliśmy żyć.
Czasy po Wielkiej Wojnie wciąż były niespokojne. Skrajna bieda, posucha,
zniszczenia. Każdego dnia ginęli ludzie. Nie od wojska, lecz od głodu, chorób,
chciwości i zawiści. Upodlano kobiety, które po stracie mężów próbowały
zapewnić swoim dzieciom chociaż jeden posiłek dziennie. Sierotami nikt się nie
przejmował. Chodziły po miastach, kradły, gdy się dało, zabijały, prostytuowały
się, byle jakoś przeżyć. Zbierały się w bandy, które siały postrach wśród
zwykłych ludzi. Nie było komu egzekwować prawa, skoro władze miasta miały inne
zmartwienia niż ludzie ze slumsów. Nasz świat był bezbarwny i do bólu
przewidywalny. Dni wciąż takie same i nic nie mogło ich zmienić.
Aż do dnia, gdy w Dziurze pojawiła się Blue. Nikt z nas nie miał
pojęcia, skąd się wzięła ani kim jest naprawdę. Pewnego poranka znaleźliśmy ją
u progu Dziury nieprzytomną, niewiarygodnie brudną i skąpo ubraną, choć był
środek zimy. Starsze dzieciaki określiły jej wiek na jakieś szesnaście lat, ale
była starsza. Szpiczaste, długie uszy określały ją jako elfkę, choć elfów od
dawna nie było w okolicy. Wycofały się w lasy jeszcze, zanim konflikt nabrał na
sile. Byłem za mały, żeby to pamiętać, więc elfy znałem tylko z opowieści. Nie
wierzyłem zresztą w ich istnienie. Jak wiele ras były dla mnie bajaniem, bo nie
zapuszczały się tutaj bądź dawno odeszły w zapomnienie. Początkowo też nie
uwierzyłem w tożsamość Blue, ale szpiczaste, długie uszy i piękne, bursztynowe
oczy mówiły same za siebie. Do naszej Dziury zawitała najprawdziwsza elfka.
Długo nie mogliśmy dojść do porozumienia, co z nią zrobić. Dziura pełna
była już dzieciaków, brakowało miejsca i zaczynały się konflikty, a Blue mogła
przynieść nam kolejne kłopoty. Tego nie chcieliśmy. Część starszaków upierało
się, by zostawić ją na pastwę losu. Prędzej czy później umarłaby z głodu bądź
zimna albo zabraliby ją do burdelu. W końcu była piękna.
Nim jednak doszliśmy do porozumienia, Blue się ocknęła i obdarzyła nas
najpiękniejszym uśmiechem, jakikolwiek w życiu widzieliśmy. Dla nas,
mieszkańców Dziury, był on cudem nad cudami Axodussa, naszego świata. Chyba ten
gest zadecydował, że pozwoliliśmy Blue zostać z nami. Nigdy tego nie
żałowaliśmy.
Blue nie zajmowała wiele miejsca. Wystarczył jej skrawek podłogi, na
którym rozłożyła sobie zdobyty cudem koc. Całe dnie spędzała na wędrówkach po
mieście, zawsze sama. Ilekroć ktoś z nas wychodził na łowy – tak nazywaliśmy
zdobywanie jedzenia – nigdy jej nie spotykał. To było dziwne, znaliśmy każdy
skrawek slumsów, Blue przykuwała spojrzenia, a jednak nikt na nią nie trafiał w
ciągu dnia. Co wtedy robiła? Nikt nie wiedział, a ona nigdy nie odpowiadała na
to pytanie. W zamian przynosiła nam owoce. Nie wiem, skąd je brała, ale nie
było to ważne, skoro napełniała nimi nasze żołądki. Trochę dziwne, bo nikt nie
był chętny do dzielenia się zdobytym jedzeniem. Blue była inna. Dbała o nas,
choć wcale nie musiała. Nic nam nie była winna.
Pamięć o Blue umocnił jeszcze jeden fakt. Jej opowieści. Każdej nocy
opowiadała najlepsze i najciekawsze historie o bohaterach, złoczyńcach i
potworach. Wtedy nie mieliśmy pojęcia, że są prawdziwe i Blue przeżyła je
wszystkie. Sądziliśmy, że je wymyśliła, usłyszała gdzieś, a może nawet
przeczytała. W końcu była elfką, a ta rasa wydawała nam się wszechwładna i
wykształcona. Jednocześnie nie zadawaliśmy sobie logicznego pytania, dlaczego
Blue wylądowała w Dziurze, skoro należała do tak wspaniałych istot. Byliśmy
sierotami, które musiały każdego dnia walczyć o przetrwanie. Nie mieliśmy głowy
do takich kwestii.
Opowieści Blue były magiczne. Przenosiły nas do miejsc, których
mieliśmy nigdy nie zobaczyć. Każde słowo stawało się żywą częścią świata
kolejnej historii. A wszystko zaczęło się pewnego wieczoru, gdy starsze dzieciaki
zaczęły kłócić się o przeznaczenie jedynego pomieszczenia, które oddzielone
było od pozostałych. Wcześniej mieszkała tam Sina, ale zmarła tuż po
narodzinach dziecka. Nikt z nas nie potrafił jej pomóc, więc się wykrwawiła.
Minęło trochę czasu i starsze dzieciaki zaczęły walkę o ten skrawek luksusu.
Już prawie doszło do bójki, gdy odezwała się Blue:
– Pewna banda leśnych rozbójników po śmierci swego przywódcy miała
podobny problem.
Początkowo mało kto ją słuchał, ale z każdym kolejnym słowem zbierała
coraz więcej uwagi, aż wszyscy usiedli wokół niej zasłuchani w opowieść o
dzielnej, leśnej wojowniczce, bandzie okrutnych rozbójników i wilczej watasze.
Następnego wieczoru najmłodsze dzieciaki poprosiły o nową historię.
Nikogo już nie trzeba było przekonywać do wysłuchania opowieści. Rzadko w
Dziurze było tak cicho jak w chwilach, gdy Blue snuła swe historie. Trudno było
w to uwierzyć, ale kilkoma słowami potrafiła wycisnąć łzy z najtwardszych
starszaków, wywołać śmiech u największego ponuraka czy sprawić, że
wstrzymywaliśmy oddech w najbardziej emocjonujących momentach.
Te nocne chwile, kiedy Blue opowiadała swe historie, były dla nas
ważne. W świecie szarości i bezsensu dawały nam nadzieję na nastanie lepszych
dni, odrywały od codzienności, stając się kolorową odskocznią od tego, co było
złe i nieprzyjemne. Mogliśmy stać się kimś innym, przeżywać wspaniałe przygody,
poznawać odległe miejsca. Być kimś.
Blue mieszkała z nami przez cztery miesiące. Był mglisty poranek, gdy w
Dziurze pojawił się oddział żołnierzy w pełnych zbrojach i szmaragdowych
pelerynach. Rycerze Czystości. Wszyscy się ich bali, a mieli się całkiem dobrze
pod panowaniem Serpiente. Mimo że teoretycznie nie działali w interesie żadnej
ze stron konfliktu, z Czarnym Księciem mieli wspólne cele i całkiem dobrze się
dogadywali. I on, i oni lubowali się w okrucieństwie. Nawet Rada Ośmiu Pieczęci
nie mogła sobie z nimi poradzić zbyt skupiona na ważniejszym problemie, jakim
był Serpiente i jego ambicje.
Pojawienie się Rycerzy pobudziło wszystkich. Większość dzieciaków
rozpierzchła się, by zejść im z oczu. Trudno było bowiem powiedzieć, czego
chcą. Może z braku zajęcia w zmieniającym się świecie postanowili przerzedzić
trochę slumsy i padło na Dziurę.
Przyszli po Blue. Otoczyli ją ze wszystkich stron, sięgając po miecze.
Ona zaś się nie broniła. Siedziała spokojnie otulona w koc i spoglądała na nich
bursztynowymi oczyma.
– Tu się schowałaś, Powracająca – warknął przywódca Rycerzy.
Pamiętam, że miał nieprzyjemny głos. Wielokrotnie później śnił mi się
po nocach w najgorszych koszmarach, po których nie potrafiłem ponownie zasnąć.
Drugą przerażającą rzeczą w jego wypowiedzi było słowo „Powracająca”.
Nie byli oni rasą, ale dość specyficznymi istotami, które odradzały się
wielokrotnie raz za razem i pamiętały swoje poprzednie wcielenia. Było to nieco
nienaturalne, stąd polowania na Powracających wieki temu i teraz przez Rycerzy
Czystości. Mówiło się, że Powracający mają sto żyć do przeżycia, nim
ostatecznie znajdą się w Krainie Dusz. Blue była jedną z nich.
O Powracających mówiło się szeptem, by jakiegoś nie przywołać, bądź nie
mówiło się wcale. Opowieści o nich pełne były przerażających rzeczy, jakby byli
niebezpieczną plagą, której należy się wystrzegać. Mieli przynosić
nieszczęścia, choroby, nieurodzaj. Ich zwyczajami było porywanie dzieci i
nękanie przyszłych matek. Wiele takich bzdur o nich mówiono, żadna prawdą nie
była.
Na dźwięk słowa „Powracająca” dzieciaki, które nie zdążyły się schować,
wybiegły z Dziury. Nikt nie chciał być w pobliżu Blue, jakby nagle stała się
trędowata. Może obawiały się, że zostaną oskarżone o pomoc Blue w ukrywaniu
się? Nie wiem.
Nie wiem też, dlaczego tam siedziałem, gdy wszyscy uciekli. Może byłem
za mały, żeby zrozumieć powagę sytuacji. A może współczułem Blue, że nawet w
takiej chwili jest taka samotna. Po prostu siedziałem i obserwowałem, jak ją
zabierają.
– Wiesz, że to daremny trud? – zapytała Blue. – Moim przeznaczeniem
jest odrodzić się ponownie, gdy tylko zginę.
– Upewnimy się, że się nie odrodzisz – odparł przywódca Rycerzy. –
Idziemy.
Wtedy Blue spojrzała na mnie i uśmiechnęła się tym samym uśmiechem,
którym obdarzyła mieszkańców Dziury przy pierwszym spotkaniu.
– Nie żałuj mnie, Wiliamie. Idą lepsze czasy, skoro Tygrysi Ród zajął
swe należne miejsce – powiedziała do mnie.
Potem odeszła i więcej jej nie widziałem. Starsze dzieciaki opowiadały,
że magiczna egzekucja Blue odbyła się tutaj, w slumsach. Podobno to miało
przerwać jej cykl odrodzenia, ale nigdy w to nie uwierzyłem.
Blue miała rację. Czasy się zmieniły. W ciągu kolejnych lat Axoduss
otrząsnął się po wojnie i podniósł z gruzów. Rada Ośmiu Pieczęci włożyła
tytaniczny wysiłek w odbudowę i wyjście z kryzysu. Slumsy także przestały istnieć.
Ludzie znów mieli dach nad głową, pełne spiżarnie, pracę. Nikt nie cierpiał
biedy chyba, że na własne życzenie. Owszem, nadal pojawiały się konflikty i
przestępstwa, ale to normalne. Mimo tego Axoduss stał się naprawdę przyjemnym
miejscem do życia.
Przez wiele lat nie myślałem o Blue. Wyszedłem na ludzi, założyłem
rodzinę. Mimo złego początku przeżyłem życie dobrze i niczego nie mogę sobie
zarzucić. Owszem, popełniałem błędy, bo kto ich nie popełnia, ale nigdy nikogo
umyślnie nie skrzywdziłem, nie sprzeciwiłem się nigdy dobrym prawom. Blue była
w tym wszystkim poblakłym wspomnieniem, które z czasem rozmyło się do
pojedynczej myśli, która z czymś się kojarzyła, ale nie wiadomo z czym.
– Dawno się nie widzieliśmy, Wiliamie. – Usłyszałem pewnego popołudnia.
Przede mną stanęła młoda dziewczyna o tęczowych włosach i tatuażu na
twarzy charakterystycznym dla Feniksów. W pierwszej chwili miałem zapytać, czy
się znamy, ale gdy zobaczyłem te piękne, bursztynowe oczy, nie miałem
wątpliwości, kim jest.
– Blue.
– Teraz nazywam się Caderea. – Uśmiechnęła się. – Cieszę się, że mnie
pamiętasz.
Tamtego dnia powiedziała mi prawdę o Powracających i sobie. Nie musiała
się już obawiać o swoje życie. Rycerzy Czystości nie było – Tygrysia Pani o to
zadbała, a Rada Ośmiu Pieczęci zakazała prześladowań pod groźbą wysokich kar.
Świat stał się dla niej bezpieczniejszy i spokojniejszy, choć nadal miała wiele
opowieści do przekazania.
Siedzimy więc przy kominku i spisuję kolejne historie, by inni również
mogli je poznać. Blue ma tylko sto żyć, a gdy zakończy ostatnie, pozostaną po
niej jej przygody. By były przestrogą dla nierozsądnych i pociechą dla tych,
którym brak nadziei. Może wyciągnie z ciemności kolejnych ludzi, nawet o tym
nie wiedząc?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz