środa, 26 lutego 2020

[PRZEDPREMIEROWO] "Płacz" Marty Kisiel


Tytuł: Płacz
Autor: Marta Kisiel
Seria (tom): Cykl wrocławski (3)
Gatunek: fantastyka
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 11.3.2020

Kiedy zaczynałam przygodę z książkami Marty Kisiel, nie sądziłam, że Wrocław będzie mi pisany. Stał się i co rusz znajduję powieści rozgrywające się w tym pięknym mieście, w którym obecnie toczy się moje życie. Całkiem niezłe życie. Ale nie o tym dzisiejsza recenzja. Zresztą pisanie o tym, jak bardzo czekałam na finał Cyklu wrocławskiego, też jest raczej zbędne, bo na każdą książkę Marty Kisiel tak bardzo czekam i „umieram” do momentu, gdy nie dostanę jej do ręki. Pisarze to jednak okrutne stworzenia, przyzwyczają cię do siebie i nie pozwolą o sobie zapomnieć.
Już chyba wiedziałam, czego się spodziewać po „Płacz”. Od wyjawienia prawdy ukrywanej przez lata przez Klarę Stern minęło kilka miesięcy. Trzy Sternówny starają się jak mogą, żeby jakoś ułożyć sobie po tym życie. Dżusi wróciła do Opola wraz z Karolkiem, Eleonora wyjechała w nieznane, zaś Klara próbuje znaleźć miejsce dla siebie w tym wszystkim. Do tego jest jeszcze Gerd, który nie radzi sobie z prawdą o własnym ojcu i powoli popada w alkoholizm. Zresztą na Lipowej 5 również wiele się zmieniło. Siostry Bolesne przestały dzierżyć moce mojr po wydarzeniach z „Nomen Omen”, a Ramzesa dawno nikt nie widział. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że do Dżusi i Klary zaczynają wydzwaniać głosy, wśród których dopiero pani Matylda słyszy rozpaczliwe wołanie Eleonory: „Nie mogę wrócić”. W ten sposób zaczyna się przygoda.
Wszystkich bohaterów już tu znamy. No dobrze, mamy jednego nowego, ale o nim za chwilę. Niedługo przed otrzymaniem „Płacz” przeczytałam „Toń” i „Nomen Omen”, więc nie odczułam większej tęsknoty za bohaterami cyklu. Owszem, dobrze było się spotkać ponownie, do tego widać pewne zmiany, które w nich zaszły. Każde z nich przeszło w końcu niełatwą drogę poprzez tajemnice z przeszłości i teraz trzeba złożyć w całość rozsypane puzzle. Nie jest to łatwe, Klara próbuje nawet uwierzyć, że można od razu pozbyć się zaszłości wielu lat i czuje frustrację, kiedy tak się nie dzieje. Każdemu z nich potrzeba czasu. Jednak widać, jak bardzo dojrzewają na kartach ostatniej powieści, jak z tych trudnych relacji zaczynają wykluwać się te poprawne, właściwe. Że koniec końców nikt z nich nie zostaje sam na pogorzelisku własnego życia.
Nowych bohaterów mamy równo jedną sztukę. Jest to nieco zabawne, ale z drugiej strony, czy naprawdę potrzeba więcej? Mamy Klarę i Eleonorę, psychopompy, które podróżują przez czas, charakterną, filigranową Dżusi wraz z zaprawionym w sztuce przetrwania w głuszy Karolkiem, zegarmistrza Gerda, obecnie nie do końca trzeźwego o każdej porze dnia, łacinistkę nie do zdarcia, panią Matyldę i jej młodszą siostrę, Jagę. Nawet rodzeństwo Przygodów się przewinęło. Czego chcieć więcej? Ale żeby nie było, że znów intryga zaczyna się od nich, dostajemy Huberta Dobrzynia, który spotyka Eleonorę w Jedlince-Zdroju i wciąga ją w rodzinną tajemnicę. Całkiem sympatyczny, starszy już człowiek, któremu zaczęła doskwierać samotność i z tego powodu rozpoczął poszukiwania odpowiedzi na rodzinną tragedię. Nie przypuszcza przy okazji, że to gra o dużo wyższą stawkę.
Nie będę zdradzać żadnych szczegółów. Zresztą te są świetnie dopracowane, równie dobrze to naprawdę mogło się wydarzyć tuż obok nas, a ja jestem skłonna uwierzyć w taki Wrocław. Dzięki czemu czyta się płynnie i trudno się oderwać aż do samego końca. Jestem wprost zachwycona, jak z dość żartobliwych klimatów, w jakich utrzymane były pierwsze książki pani Marty, wyewoluowały tak piękne historie, które uderzają w niemal każde emocje. Jest uśmiech na celne uwagi pani Matyldy, śmiech na wybuchy Dżusi, smutek, gdy pojawia się świadomość, że czas się pożegnać, w końcu łzy. I choć pewnie nie wypadało mi, bo kończyłam powieść w pociągu, pozwoliłam sobie na jedną, pojedynczą łzę. To naprawdę koniec, choć równie dobrze można zapytać o siostry Stern, o Salkę i Niedasia, ale to nie będzie już to samo. Jestem zachwycona emocjami, które pani Marta budzi w czytelniku przez swoje powieści i na zabój zakochana w tym, co autorka pisze. I mam nadzieję pisać będzie dalej, bo jeśli ktoś ma nadal wątpliwości, czy polska fantastyka może być dobra, to bez dodatkowego słowa dam takiej osobie do ręki jedną z książek Marty Kisiel. I wiem, że to będzie dobra decyzja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz