czwartek, 19 marca 2020

"Atelier"


Tytuł: Atelier
Reżyseria: Ryuta Ogata, Hiroki Hayama
Obsada: Mirei Kiritani, Mao Daichi, Wakana Dakai, Masako Chiba
Gatunek: obyczajowy, komedia, dramat
Premiera: 1.12.2015 (13 odcinków)

Niełatwo jest być dziewczyną z prowincji wychowaną przez samotnego ojca. Przeprowadzka do dużego miasta zmienia naprawdę wiele, a tu jeszcze praca, nowi ludzie i poczucie, że nie wie się, gdzie się powinno należeć. Wiele historii zaczyna się właśnie w tym punkcie i nie inaczej jest z „Atelier”.
Na tę japońską produkcję natknęłam się w czasie podróży z Torunia, gdy ewidentnie nie miałam już co ze sobą począć w pociągu. Tak oto zostałam zaproszona do małej manufaktury bieliźniarskiej w tokijskiej Ginzie o wiele znaczącej nazwie „Emotion”, w której pracę zaczęła Mayuko Tokita uwielbiająca tkaniny. Pozbawiona gustu, zupełnie zielona w realiach nowego fachu i nadal dość naiwna ma do wyboru: albo się dostosuje, albo poszuka sobie innej pracy. I na początku rzeczywiście lepiej byłoby dla niej, gdyby wybrała tę drugą opcję, bo też sprowadza na siebie dość bolesne porażki.
Co mnie najbardziej przyciągnęło do kolejnych odcinków, to postać właścicielki i głównej projektantki, Mayuko Nanjo. Pozornie wydaje się bardzo surowa i bezkompromisowa, w rzeczywistości staje się dla Mayu matką wskazującą drogę do piękna, które tak ukochała. Sama nie jestem pewna, w którym momencie szefowa została moją ulubioną postacią, ale oczarowała mnie swoją kreacją, bo choć początkowo sądziłam, że będzie tu diabłem, bardzo szybko wyprowadziła mnie z błędu. Zresztą naprawdę dobrze się ogląda relację pomiędzy Nanjo a młodą pracownicą.
Przyznam, że pozostali bohaterowie nie robią już takiego wrażenia i raczej traktuje się ich jak tło, choć również poświęcono im kilka wątków. „Emotion” to przecież także Reiko, która trwa nieprzerwanie u boku szefowej niemal od początku, Mizuki i Fumi, dwie projektantki, które sprawią nieco kłopotów firmie, Saruhashi zajmujący się finansami oraz pomagający mu Sousuke zastąpiony później przez pracownika na pół etatu, Kajiego. Zresztą postaci jest więcej, a każda z nich ma swoje stałe miejsce w fabule.
Ta zaś nie jest zbyt skomplikowana. Nowa, dość nieuświadomiona pracownica, konflikty wewnętrzne, niemal upadek firmy – mamy wszystko, co dobry serial na kilka popołudni powinien mieć. Pojawiają się nawet drobne wątki romantyczne, które trochę łagodzą dość okrutny świat mody. Ogląda się to dobrze, choć czasami ma się ochotę potrząsnąć Mayu za jej zachowanie. A jednak miło zobaczyć, jak dojrzewa z nieco nieokrzesanej pannicy w artystkę, która idzie twardo swoją ścieżką.
Podobają mi się też szczegóły, o które twórcy zadbali. Nie tylko o bieliznę, która jest produktem „Emotion”, ale też o wnętrza czy kostiumy bohaterów. Współczesne realia dają wachlarz możliwości, do tego możemy nieco poznać taki biznes „od kuchni”. Co prawda w kilku miejscach dostrzegłam niedociągnięcia, ale nie przeszkadzały one w odbiorze całości. Do przewidzenia jest też, że kłopoty skończą się dobrze dla bohaterów, tu akurat mamy nieco wyidealizowany świat, ale to nie szkodzi.
Prostota „Atelier” ma swój urok. Serial umilił mi podróż do domu, choć pewnie niedługo zatrze się w mojej pamięci. Ot, przyjemna rozrywka na wolne popołudnie z całkiem sympatycznymi bohaterami i akcją, która może nie zaskoczy, ale wzbudzi emocje.

1 komentarz: