wtorek, 18 sierpnia 2020

[PRZEDPREMIEROWO] "Małe Licho i lato z diabłem" Marty Kisiel

 

Tytuł: Małe Licho i lato z diabłem

Autor: Marta Kisiel

Seria (tom): Małe Licho (3)

Gatunek: literatura dziecięca, fantastyka

Wydawnictwo: Wilga

Data wydania: 2.9.2020

 

Pewnie dla nikogo nie jest zaskoczeniem, że gdy tylko pojawia się nowa książka Marty Kisiel, to po nią sięgam. I nieważne, do kogo jest kierowana jej treść, bo przy „Małym Lichu” bawię się równie dobrze, co przy książkach nieco doroślejszych, chciałoby się rzec poważniejszych.

Trzecia książka o przygodach Bożka rozgrywa się w wakacje – idealny czas na letnie wariactwa i trochę szkoda, że wyjdzie ona dopiero na początku września, kiedy to dzieciom pozostaną wspomnienia szalonych przygód, o których mamy raczej nie powinny wiedzieć. Przynajmniej w to chciałabym wierzyć, bo wiem, że pewnie dla wielu dzieci wakacje upływają na innych, nieco bardziej technologicznych rozrywkach.

Dla mnie był to pewien powrót do dzieciństwa i letnich szaleństw z rodzeństwem, przyjaciółmi i dziećmi, które spotykało się jedynie w wakacje. Wakacje wyczekane od wielu miesięcy, z planami, które w rzeczywistości pewnie zajęłyby dwanaście a nie tylko dwa miesiące, nieco początkowo gorzkie po rozstaniu z klasowymi kolegami. I nawet jeśli teraz jestem dorosła, bardzo łatwo było mi wczuć się w Bożka, który wraz z Lichem odwiedza Odę i Bazyla, a te wszystkie emocje, które im towarzyszą przez całą powieść, są mi dosyć bliskie.

Samo spotkanie małego anioła z niewielkim czortem z wadą wymowy stanowiło pierwszą ekscytującą przygodę, skoro są przedstawicielami dwóch odmiennych biegunów. Pamiętam przecież reakcję Tsadkiela, dość zasadniczego w określaniu dobra i zła. Może dobrze, że tym razem duży anioł pojawił się ledwo na chwilę wspomniany raczej przy okazji planowanego remontu drugiej Lichotki. Licho z pewnością też miało wątpliwości, czy powinno wchodzić z Bazylem w komitywę, jednak przeważyło jego prostolinijne serce i słabość do słodyczy, by stali się towarzyszami letnich zabaw Bożka bez odrobiny niechęci wobec siebie.

Nie wszystko idzie jednak jak po maśle, bo o to w czasie wakacji u cioci Ody nie dość, że Bożek musi nauczyć się jeździć na rowerze, do czego podchodzi jak pies do jeża, to jeszcze spotyka swojego szkolnego wroga, Witka, który twardo chodzi po ziemi i nie wierzy w żadne byty nadprzyrodzone. Chłopcy muszą spędzić w swoim towarzystwie dwa dni, co żadnemu z nich nie jest na rękę. A to jest już doskonały pretekst do przygody, która szybko wymyka się spod kontroli, gdy dorosłych nie ma w pobliżu, za to o swoim istnieniu przypomina pewna dość niebezpieczna istotka.

Jak zwykle Marta Kisiel oczarowuje słowem. To historia prosta, idealna dla dzieci, ale starsi też bawią się przy niej świetnie. Jak zresztą nie kochać Licha i Bazyla? Każdy z nich podbił już serca niejednego czytelnika, a teraz mamy ich razem w jednej powieści. I nie sposób wybrać jednego z nich, bo rozbawiają i rozczulają tak samo mocno. Wybuchy śmiechu są wręcz gwarantowane, choćby w momentach, kiedy dochodzi do nas, co właśnie Bazyl powiedział. Nie brakuje też momentów romantycznej grozy przypominającej o Szczęsnym, za którym wciąż trochę tęsknię, a którego niejednokrotnie można dostrzec w Bożku.

Co tu dużo mówić, po prostu zakochałam się w tej książce bez pamięci. Nie tylko wzbudza tęsknotę za własnym dzieciństwem, ale też emocje Licha, które nie do końca potrafi odnaleźć się w tym miejscu, gdzie wszystko się zaczęło, stają się naszymi emocjami. I aż ma się ochotę wrócić do tego domu z gotycką wieżyczką, który tak wiele zmienił w życiu pewnego pisarza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz