czwartek, 24 września 2020

[PRZEPREMIEROWO] A.C. Gaughen - "Berło ziemi"

 


Tytuł: Berło Ziemi

Tytuł oryginalny: Reign the Earth

Autor: A. C. Gaughen

Tłumaczenie: Emilia Skowrońska

Seria (tom): Żywioły (1)

Gatunek: fantasy

Wydawnictwo: Uroboros

Data wydania: 30.9.2020

 

Może nie zabrzmi to ani odkrywczo ani zbyt książkowo, ale niełatwo być kobietą w świecie. Z jednej strony mówią nam, że mamy być wyzwolone, możemy wszystko, z drugiej wciąż ważnym pierwiastkiem kobiecości jest bycie strażniczką domowego ogniska i matką. Może stąd mamy taki wysyp w ostatnich latach głównych bohaterek w powieściach fantasy, które zostają zabójczyniami, łowczyniami, królowymi... Można by tak wymieniać w nieskończoność. Nikogo to już nie dziwi, a czytelnicy mogą przebierać w lepiej bądź gorzej napisanych opowieściach, gdzie płeć piękna potrafi być równie niebezpieczna co dzikie zwierzęta.

Nie piszę o tym, żeby znowu narzekać, ale pokazać, że na tle pozostałych bohaterek, z którymi ostatnio miałam do czynienia, Shalia idzie nieco inną drogą. Nim jeszcze dobrze się z nią poznajemy, zostaje wydana za mąż w zamian za pokój ludu pustyni z Krainą Kości. Typowe małżeństwo polityczne, w którym młodzi poznają się w dniu swojego ślubu, do tego niewiele wiedzą o zwyczajach tej drugiej strony. Shalia oczywiście ma nadzieję, że z czasem przyjdzie miłość, którą widziała w domu rodzinnym. Tu też jest to dość ciekawe, bo nasza główna bohaterka wywodzi się z pełnej, szczęśliwej rodziny. Owszem, pierworodny udziela się aktywnie w ruchu oporu, a jeden z młodszych braci zostaje zabity przed akcją powieści, ale nadal rodzina Shalii jest pełna, szczęśliwa i pełna miłości. Powiedziałabym nawet, że Shalia ma prawdziwe wzorce, których można jej pozazdrościć.

Ale żeby nie było tak kolorowo, dość szybko zauważamy, że Calix, król Krainy Kości i świeżo poślubiony mąż Shalii, nie jest ideałem, którego pragnęłaby każda dziewczyna. Napędzany nienawiścią do Żywiołów jest bezwzględny, okrutny i porywczy. Do tego wierzy, że jest ucieleśnieniem boga i co tu dużo mówić, to robi z niego czarny charakter powieści, który desperacko próbuje uchronić się przed przepowiednią.

Ten prosty motyw całkiem nieźle się broni, ale zaczyna brakować mi w świeżych fantasy takiego naprawdę ciekawego głównego złego. Może nawet takiego, który nie motywuje się nienawiścią, ale przemyślanym planem podboju świata przedstawionego z odrobiną megalomanii, z przenikliwym umysłem i niespodziewaną słabością. Może to kwestia tysiąca innych historii, z którymi zdążyłam się już zapoznać, może mojej prywatnej wizji świata i pisarstwa, ale uważam, że Calix się nudny, a jego brutalne okrucieństwo niesmaczne. Wzbudza we mnie niesmak i aż za wiele litości w jego kierunku, niż chyba powinien.

Sama zresztą relacje Shalii i Caliksa bardzo szybko pokazują nam bardzo toksyczny związek. Tu muszę powiedzieć, że miałam ochotę Shalię czasami złapać za ramiona i porządnie potrząsnąć, z drugiej strony widać, że autorka rozegrała to w naprawdę przemyślany sposób, bo to taka historia, którą nietrudno spotkać w rzeczywistości. I choć w pierwszym odruchu obie strony obrzuca się pretensjami, to po chwili dostrzegamy, jak wiele ma tu do powiedzenia psychika i wychowanie ludzi, co motywuje do konkretnych zachowań.

Zresztą widać, że motyw miłosny jest tu trochę przyćmiony przez motyw rodziny. Też bardzo fajnie pokazany, bo z jednej strony mamy Shalię wychowaną, jak już wspominałam w normalnej rodzinie, z drugiej królewskie rodzeństwo wciśnięte od maleńkości w pewne role. W pewien sposób naprawdę ujęło mnie to za serce, bo też mam wrażenie, że za mało trochę pisarze fantastyczni poświęcają czasu właśnie na te najprostsze i najbardziej oczywiste relacje.

Za to chciałabym więcej informacji na temat samego świata przedstawionego. Może to kwestia perspektywy Shalii, która w sumie bardzo szybko zostaje pozostawiona sama sobie w obcym świecie. Brak jej przewodnika po Krainie Kości, który objaśniłby jej zwyczaje ludzi, których została królową. Tak, mamy pokazany system państwa, lecz mam wrażenie, że to wszystko zostało pokazane nieco po macoszemu, choć równie dobrze mogło zabraknąć czasu na dopieszczenie tych kwestii, czytając podziękowania autorki. A może to po prostu ja łaknę więcej szczegółów.

O czym jeszcze nie wspomniałam, to kreacje bohaterów, które są naprawdę barwne. Serce skradli mi Zeph, Theron i Kairos. Pierwsi dwaj pełnią rolę strażników królowej, trzeci to brat Shalii. Pomimo różnych doświadczeń i motywacji cała trójka stanowi całkiem przyjemny dodatek do historii budzący na mej twarzy uśmiech, a nieraz też śmiech. Jest w nich także odrobina mojej ukochanej ironii i chyba to najbardziej przyciąga mnie do nich. Nie przepadam za to za Katą, przyjaciółką Shalii, którą również motywuje nienawiść. Jedna z tych, co ocalała z rzezi Żywiołów, teraz pragnie zemsty. Może nie poznaliśmy jej zbyt dobrze, ale nie budzi sympatii.

Wiele w tej powieści da się przewidzieć. Sam główny wątek niszczenia magii, która mogłaby dopaść głównego antagonistę, był przerabiany już tysiące razy, ale to nic. Tu zostało to ładnie rozegrane, choć stanowi nieco tło dla fabuły powieści. Rzucenie głównej bohaterki do świata, którego kompletnie nie zna i musi go sama odkryć, a przy okazji dodanie jej mocy, którą musi nauczyć się posługiwać, też nie jest niczym nowym. A jednak „Berło Ziemi” czyta się naprawdę dobrze, bo jest napisane ciekawym, choć prostym językiem, który wciąga nas w ten świat od samego początku i nie puszcza aż do ostatniej strony. To udany początek cyklu z barwnymi bohaterami i tymi kilkoma akcentami, które wyróżniają powieść Gaughen na tle innych, podobnych historii już wydanych. Może i nie unika schematów, ale miło będzie zajrzeć do kolejnego tomu i sprawdzić, jak potoczy się dalej ta historia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz