Tytuł: Berło Ziemi
Tytuł oryginalny: Reign the Earth
Autor: A. C. Gaughen
Tłumaczenie: Emilia Skowrońska
Seria (tom): Żywioły
(1)
Gatunek: fantasy
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 30.9.2020
Może nie zabrzmi to ani odkrywczo ani zbyt książkowo, ale niełatwo być kobietą w świecie. Z jednej strony mówią nam, że mamy być wyzwolone, możemy wszystko, z drugiej wciąż ważnym pierwiastkiem kobiecości jest bycie strażniczką domowego ogniska i matką. Może stąd mamy taki wysyp w ostatnich latach głównych bohaterek w powieściach fantasy, które zostają zabójczyniami, łowczyniami, królowymi... Można by tak wymieniać w nieskończoność. Nikogo to już nie dziwi, a czytelnicy mogą przebierać w lepiej bądź gorzej napisanych opowieściach, gdzie płeć piękna potrafi być równie niebezpieczna co dzikie zwierzęta.
Nie piszę o tym, żeby znowu
narzekać, ale pokazać, że na tle pozostałych bohaterek, z którymi ostatnio
miałam do czynienia, Shalia idzie nieco inną drogą. Nim jeszcze dobrze się z
nią poznajemy, zostaje wydana za mąż w zamian za pokój ludu pustyni z Krainą Kości.
Typowe małżeństwo polityczne, w którym młodzi poznają się w dniu swojego ślubu,
do tego niewiele wiedzą o zwyczajach tej drugiej strony. Shalia oczywiście ma
nadzieję, że z czasem przyjdzie miłość, którą widziała w domu rodzinnym. Tu też
jest to dość ciekawe, bo nasza główna bohaterka wywodzi się z pełnej,
szczęśliwej rodziny. Owszem, pierworodny udziela się aktywnie w ruchu oporu, a
jeden z młodszych braci zostaje zabity przed akcją powieści, ale nadal rodzina Shalii
jest pełna, szczęśliwa i pełna miłości. Powiedziałabym nawet, że Shalia ma
prawdziwe wzorce, których można jej pozazdrościć.
Ale żeby nie było tak kolorowo, dość
szybko zauważamy, że Calix, król Krainy Kości i świeżo poślubiony mąż Shalii,
nie jest ideałem, którego pragnęłaby każda dziewczyna. Napędzany nienawiścią do
Żywiołów jest bezwzględny, okrutny i porywczy. Do tego wierzy, że jest
ucieleśnieniem boga i co tu dużo mówić, to robi z niego czarny charakter
powieści, który desperacko próbuje uchronić się przed przepowiednią.
Ten prosty motyw całkiem nieźle
się broni, ale zaczyna brakować mi w świeżych fantasy takiego naprawdę
ciekawego głównego złego. Może nawet takiego, który nie motywuje się
nienawiścią, ale przemyślanym planem podboju świata przedstawionego z odrobiną
megalomanii, z przenikliwym umysłem i niespodziewaną słabością. Może to kwestia
tysiąca innych historii, z którymi zdążyłam się już zapoznać, może mojej
prywatnej wizji świata i pisarstwa, ale uważam, że Calix się nudny, a jego
brutalne okrucieństwo niesmaczne. Wzbudza we mnie niesmak i aż za wiele litości
w jego kierunku, niż chyba powinien.
Sama zresztą relacje Shalii i
Caliksa bardzo szybko pokazują nam bardzo toksyczny związek. Tu muszę
powiedzieć, że miałam ochotę Shalię czasami złapać za ramiona i porządnie
potrząsnąć, z drugiej strony widać, że autorka rozegrała to w naprawdę
przemyślany sposób, bo to taka historia, którą nietrudno spotkać w
rzeczywistości. I choć w pierwszym odruchu obie strony obrzuca się pretensjami,
to po chwili dostrzegamy, jak wiele ma tu do powiedzenia psychika i wychowanie
ludzi, co motywuje do konkretnych zachowań.
Zresztą widać, że motyw miłosny
jest tu trochę przyćmiony przez motyw rodziny. Też bardzo fajnie pokazany, bo z
jednej strony mamy Shalię wychowaną, jak już wspominałam w normalnej rodzinie,
z drugiej królewskie rodzeństwo wciśnięte od maleńkości w pewne role. W pewien
sposób naprawdę ujęło mnie to za serce, bo też mam wrażenie, że za mało trochę
pisarze fantastyczni poświęcają czasu właśnie na te najprostsze i najbardziej
oczywiste relacje.
Za to chciałabym więcej
informacji na temat samego świata przedstawionego. Może to kwestia perspektywy Shalii,
która w sumie bardzo szybko zostaje pozostawiona sama sobie w obcym świecie.
Brak jej przewodnika po Krainie Kości, który objaśniłby jej zwyczaje ludzi,
których została królową. Tak, mamy pokazany system państwa, lecz mam wrażenie,
że to wszystko zostało pokazane nieco po macoszemu, choć równie dobrze mogło
zabraknąć czasu na dopieszczenie tych kwestii, czytając podziękowania autorki.
A może to po prostu ja łaknę więcej szczegółów.
O czym jeszcze nie wspomniałam,
to kreacje bohaterów, które są naprawdę barwne. Serce skradli mi Zeph, Theron i
Kairos. Pierwsi dwaj pełnią rolę strażników królowej, trzeci to brat Shalii.
Pomimo różnych doświadczeń i motywacji cała trójka stanowi całkiem przyjemny
dodatek do historii budzący na mej twarzy uśmiech, a nieraz też śmiech. Jest w
nich także odrobina mojej ukochanej ironii i chyba to najbardziej przyciąga mnie
do nich. Nie przepadam za to za Katą, przyjaciółką Shalii, którą również motywuje
nienawiść. Jedna z tych, co ocalała z rzezi Żywiołów, teraz pragnie zemsty.
Może nie poznaliśmy jej zbyt dobrze, ale nie budzi sympatii.
Wiele w tej powieści da się
przewidzieć. Sam główny wątek niszczenia magii, która mogłaby dopaść głównego
antagonistę, był przerabiany już tysiące razy, ale to nic. Tu zostało to ładnie
rozegrane, choć stanowi nieco tło dla fabuły powieści. Rzucenie głównej bohaterki
do świata, którego kompletnie nie zna i musi go sama odkryć, a przy okazji
dodanie jej mocy, którą musi nauczyć się posługiwać, też nie jest niczym nowym.
A jednak „Berło Ziemi” czyta się naprawdę dobrze, bo jest napisane ciekawym,
choć prostym językiem, który wciąga nas w ten świat od samego początku i nie
puszcza aż do ostatniej strony. To udany początek cyklu z barwnymi bohaterami i
tymi kilkoma akcentami, które wyróżniają powieść Gaughen na tle innych,
podobnych historii już wydanych. Może i nie unika schematów, ale miło będzie
zajrzeć do kolejnego tomu i sprawdzić, jak potoczy się dalej ta historia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz