środa, 3 marca 2021

"Fugou Keiji: Balance: Unlimited"

 


Tytuł: Fugou Keiji: Balance: Unlimited

Reżyseria: Tomohiko Itou

Obsada: Yuusuke Oonuki, Mamoru Miyano, Kazuyuki Okitsu, Maaya Sakamoto, Akira Kamiya

Gatunek: detektywistyczny, kryminał, komedia

Premiera: 10.4.2020 (11 odcinków)

 

Haru Kato to przykład modelowego policjanta, który ponad wszystko wierzy w sprawiedliwość. Jest też prostoduszny, a porażka sprawia, że sypie mu się świat. Po dość brzemiennym w skutkach dochodzeniu przenosi się z Pierwszej Jednostki do Przestępczości Współczesnej, gdzie jego obowiązki nie wymagają decydowania o życiu i śmierci innych. Zupełnie nudna praca.

I wtedy pojawia się on – cały na czarno Daisuke Kambe. Dziedzic jednego z ważniejszych japońskich rodów, spadkobierca wielopokoleniowego koncernu przemysłowego i posiadacz konta bez limitu. Dosłownie, bo już w pierwszym odcinku bez mrugnięcia okiem płaci podwójne koszty zniszczeń, które pojawiły się w czasie śledztwa. I jak można się domyśleć, nasz bogaty paniczyk postanawia zostać policjantem z prawdziwego zdarzenia, wybierając jednostkę Kato jako początek swych dokonań.

Nie brzmi to zachęcająco, jeśli ktoś szuka czegoś bardzo ambitnego. Sama mam skojarzenia z superbohaterami z amerykańskich komiksów, choć akurat Kambe nie ma drugiego wcielenia w masce, a jednak gdzieś przez myśl przeszli mi zarówno Batman, jak i Iron-man. Z tym drugim z pewnością łączy go paskudny charakter, Daisuke zupełnie nie liczy się z ludźmi i ich odczuciami, a Haru jako jego najbliższy współpracownik, który ma go wprowadzić w życie jednostki, notorycznie jest przez niego irytowany. Oczywiście podejmuje też zupełnie samodzielne decyzje, które nijak mają się do etyki zawodowej Kato.

Po kilku wstępnych odcinkach, kiedy poznajemy naszych głównych bohaterów, dostajemy dłuższą historię związaną oczywiście z Daisuke, co nie będzie pewnie żadnym zaskoczeniem. Wiele rzeczy podejrzewałam już wcześniej, więc rozwiązania jakoś bardzo mnie nie zszokowały, mimo to oglądało się całkiem przyjemnie. W końcu relacje Kambe z Kato sprawiały mi całkiem niezłą frajdę przez ich odmienność wobec siebie. Do tego dostałam serię, która od początku do końca trzyma swój poziom i samo zakończenie satysfakcjonuje mnie wystarczająco, by nie żądać kontynuacji.

Może gdyby twórcy nieco bardziej zarysowali postacie poboczne, seria by na tym zyskała, chociaż wciskanie na siłę dodatkowych wątków z pewnością sprawiłoby, że oglądałoby się źle. A tak mamy całkiem sympatyczną historię z pogranicza serii detektywistycznej z elementami komediowymi, z całkiem niezłą animacją i przyjemną dla ucha obsadą. Pewnie ścieżka dźwiękowa nie zostanie ze mną na dłużej, ale nie żałuję sięgnięcia po tę serię, bo też bawiłam się dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz