Tytuł: Dywan z wkładką
Autor: Marta Kisiel
Gatunek: komedia kryminalna
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 27.1.2021
Nie jest tajemnicą, że na
wspomnienie o nowej powieści Marty Kisiel zaczynam się uśmiechać w niepokojący
sposób i tylko wyczekuję, aż dostanę świeżutką, pachnącą jeszcze drukiem
pozycję w łapki, by spędzić w dość szalonym świecie autorki najbliższe parę
godzin. Przepadłam już dawno i zamierzam tego ukrywać.
Tym razem zaintrygowało mnie, że nie będzie fantastyki. Ale jak to tak bez fantastyki? Ja dalej marzę o Lichu i Krakersie w pakiecie, co by mieć więcej czasu na inne rzeczy i rozpustę słodkim od rzeczonego mackowatego, trochę dalej nie potrafię pozbierać się po finale cyklu wrocławskiego, bo jak to tak bez sióstr Bolesnych? Dostałam za to komedię kryminalną o choleryczce, jej kieszonkowej teściowej i tytułowym paskudnym dywanie z równie paskudną wkładką. I co ja na to?
Przyznaję, początkowe rozdziały
raczej nie zachęcały mnie szczególnie do lektury. Nie to, że czułam się
zniechęcona, ale miałam wrażenie, że wstęp do całej kabały niepokojąco się
dłuży. Ale może to dobrze, bo dzięki temu mogłam bliżej poznać całą gromadę
postaci, z którymi w dalszej części już bawiłam się naprawdę dobrze. Bo jak tu
się nie bawić dobrze, kiedy dwie odmienne w sumie panie zostają domorosłymi detektywami,
a coś do powiedzenia mają też spostrzegawcze dzieciaki, które zmuszone zostały
do całkowitej zmiany otoczenia?
A zaczęło się tak niewinnie.
Zamiast remontu kuchni przeprowadzka do domu z ogrodem na wsi i kredytem na
następnych trzydzieści lat – interes życia można by rzecz. Ot problem z
internetem, niemiły sąsiad za płotem, urządzanie nowego lokum – nic z czym nie
dałoby się żyć. I nawet ta teściowa, która zwala się niespodziewanie na kilka
dni, by odrobinę pomóc. A, zapomniałabym, ten nieszczęsny dywan, który został
po poprzednich, niedoszłych w sumie właścicielach. Diabeł jednak tkwi w
szczegółach i całkiem nieźle się bawi, kiedy z takiej drobnostki urasta problem
grożący poważnymi konsekwencjami.
Sama intryga może nie jest zbyt
wyrafinowana. Nielubiany przez nikogo sąsiad ginie w niewyjaśnionych
okolicznościach i wszystko wskazuje na małżonka głównej bohaterki – najgorszy materiał
na złoczyńcę, ale kto wie, co powie policja. Już samo prywatne śledztwo Teresy
i Miry daje nieco szersze pole do popisu. Może nie trzymało w napięciu, ale sama
zaczęłam zastanawiać się, kto w końcu nie wytrzymał i zrobił z sąsiada wkładkę
do dywanu. I mogę powiedzieć szczerze, że pani Marta mnie wyrolowała, bo
obstawiałam całkiem inne rozwiązanie.
Intryga intrygą, ale nie bawiłabym
się tak świetnie, gdyby nie bohaterowie. Mogłabym ich wymieniać, ale może nie
będę nikomu psuć zabawy z poznawania rodziny Trawnych i ich nowych sąsiadów. Mnie
osobiście ujęły Mira, czyli teściowa Tereski, pełna wigoru pani starsza, której
niestraszne kalendarze, bo wyciąga z
życia, ile się da, oraz Zoja, pierworodna Trawnych, pełna sarkazmu, z głową na
karku, ale i pełna nastoletniego przekonania, że wie niemal wszystko. Oj tak,
bez tak barwnych postaci „Dywan z wkładką” sam by się nie obronił, a tak,
proszę bardzo, chwilami płakałam wręcz ze śmiechu.
„Dywan z wkładką” to pierwsza w
tym roku przeczytana przeze mnie książka. Nie żałuję ani chwili z nią spędzonej
i życzyłabym sobie, żeby każda przygoda książkowa przynosiła tak wiele
pozytywnej energii. Przyda się, a ja już czekam i zastanawiam się, co następnym
razem Marta Kisiel nam zaserwuje.
Hej :)
OdpowiedzUsuńTo książka, która jest moim must read, ale podejrzewam, że najpierw muszę uporać się z innymi xD To, co mnie do niej ciągnie, to właśnie ta zmiana z fantastyki i powieści dla dzieci na komedię kryminalną. Te drugie uwielbiam (Alek Rogoziński swoje zrobił), dlatego jestem ciekawa, czy szybko uda mi się znaleźć winnego, czy jednak będzie to trudniejsza zagwozdka. No i fragmenty wrzucane na SM pani Marty także zaostrzyły apetyt, a po Twojej recenzji to już w ogóle wiem, że przeczytam.
Pozdrawiam.