Here's to being human
– Jesteśmy otoczeni.
–
Świetnie, możemy atakować w każdym kierunku.
Spojrzała
na Turksa ze zgrozą, która pogłębiła się, gdy zobaczyła na jego twarzy uśmiech.
–
Reno, do cholery, to nie jest czas na żarty! – wrzasnęła. – Zginiemy!
All the pain and
suffering
13 godzin wcześniej
Bujała
się na starym krześle wpatrzona w widoczne za szybą błękitne niebo.
Gdzieniegdzie widoczne były chmury, ale nie wyglądało na to, żeby zbierało się
na deszcz. To raczej będzie kolejny nudny słoneczny dzień, który nic jej nie
obchodził. Nienawidziła tej nudy, tego, że nie czuje ekscytacji kolejnym
porankiem, że nie budzi się ciekawa tego, co ją spotka. Bo jej nie spotyka nic.
Zupełnie nic. Może siedzieć całymi dniami pod kołdrą i nikt nawet nie sprawdzi,
czy przypadkiem nie umarła i nie gnije. Nikogo nie obchodzi, skoro była
zepsuta. I nieważne, jak bardzo próbowała zwrócić na siebie uwagę, jak bardzo
próbowała wypełnić swój świat, niczego to nie zmieniało. Mogła się tylko
wściekać na samą siebie i świat dookoła.
Zeskoczyła
z krzesła, które upadło z hukiem na podłogę. Nie zamierzała dłużej siedzieć w
budynku, przecież nikt jej nie zatrzyma. W środku też nie było nic
ekscytującego, odkąd Sephiroth i pozostali rozjechali się, żeby dopilnować tajnych
sprawek Shinry i zdobyć jeszcze większą popularność. Nie mogła na nich patrzeć
czasami, a jak już media zaczynały o nich trąbić, była pewna, że oszaleje.
SOLDIER. Niby tacy świetni, a nie różnili się od niej niczym – w nich też nie
pozostało już wiele człowieczeństwa. Nieważne, jak bardzo wszyscy dookoła
ignorowali ten fakt.
Przebrała
się w kwiecistą sukienkę, jedną z tych, których w rzeczywistości nie zamierzała
nigdy ubierać, bo przecież jej nie pasowały. Zaśmiała się, gdy tylko zobaczyła
swoje odbicie w lustrze – niemal biała twarz obsypana brzydkimi piegami,
wąskie, blade usta ledwo odznaczające się od cery, zadarty nos i zupełnie
czarne oczy, jakby w ogóle nie miała tęczówki. No i te białe kłaki, których
nigdy nie potrafiła ułożyć tak, jak tego chciała. Nawet teraz, gdy związała je
w wysoki kucyk, jedno krótsze pasmo uciekło z wiązania i zwisało luźno nad
okiem. Chude ciało wrzucone w sukienkę ani trochę nie zachęcało do
czegokolwiek, chyba tylko do wyśmiania.
There's beauty in the bleeding
Uderzyła
dłonią o lustrzaną taflę. Potem jeszcze raz. Z podłużnej, niezagojonej rany
zaczęła sączyć się krew, którą rozmazała na lustrze. Tak, teraz wyglądało to o
wiele lepiej. Świat czerwieni, z którego wyrzucono ją, gdy tylko stwierdzono,
że jest bezużyteczna. Nie zapomniała, pamiętała i to były jedyne chwile, gdy
czuła się kompletna. Choć nikomu nie była potrzebna.
Sukienka
poszła w kąt na rzecz codziennych ubrań. Do pasa przytroczyła katanę, może w drodze
powrotnej pomęczy trochę SOLDIER trzeciej klasy? Im to nawet łatwo grała na
nosach, skoro wszyscy ją lekceważyli. Myśleli, że nie słyszy, jak z zawiścią
powtarzają, że jest maskotką Sephirotha, choć każdy chciałby być na jej
miejscu. A przecież nawet nie była SOLDIER.
At least you feel
something
Nikt
jej nie zatrzymywał, gdy wyszła na ulice Migdaru. Nie było po co, bo kto by się
nią przejmował? Nieraz włóczyła się całymi dniami i nocami po mieście,
zachodząc w coraz bardziej niebezpieczne miejsca. Kusiła los, który również się
na nią wypiął, bo rzadko zwracała uwagę jakiś zbirów. Czy to wina miecza przy
boku czy może wyglądu upiora, nie wiedziała, ale dotąd nikt jej nie zaczepił,
nie napadł. Jakby Migdar był całkowicie bezpiecznym miejscem.
A
może to kwestia tego, że wiecznie jej ktoś towarzyszył. Bo może nikt jej nie
zabraniał włóczenia się, ale zawsze w ślad za nią podążał któryś z Turksów. Już
przy drugiej takiej eskapadzie zorientowała się, że ma ogon. Cóż, najwyraźniej
ktoś chciał wiedzieć, co robi, gdy wychodzi. Lazard? Wątpiła, żeby był to
rozkaz samego prezydenta, bo on to chyba w ogóle zapomniał o jej istnieniu.
Rufusa też o to nie podejrzewała. Nikt inny nie przychodził jej do głowy.
Zresztą było to bez znaczenia.
Kątem
oka dostrzegła znajomą rudą czuprynę, która zbliżała się nieubłaganie.
–
Yo. Spacerek?
–
Nie twój interes, Reno.
–
Może i nie mój, ale czyjś na pewno.
–
Więc powinieneś wykonywać należycie swoje obowiązki. Nie mam ochoty oglądać
twojej zakazanej mordy – stwierdziła.
–
Jaka zimna. – Zaśmiał się. – Czy chcesz czy nie, będę ci dziś towarzyszył,
księżniczko.
–
Nie nazywaj mnie tak – warknęła.
Przyśpieszyła
kroku, choć wątpiła, żeby Reno dał się zgubić czy choćby zostawił jej dystans,
w którym poczułaby się wolna. I oczywiście zaraz ją dogonił chyba bardzo
zadowolony, że to jemu dziś przyszła kolej jej śledzenia, co skutkowało, że nie
musiał zajmować się mniej ciekawymi sprawami.
I wish I knew what it
was like
Miasto
żyło. Ulice Migdaru były pełne ludzi, jedni śpieszyli się gdzieś, inni
przystawali na chwilę, żeby porozmawiać ze znajomymi. Uliczni sprzedawcy
prezentowali swój towar, czasami przekrzykując się wzajemnie byle tylko to ich
stragan zatrzymał przechodnia. Gdzieniegdzie przebiegło dziecko czy bezpański
pies, w zaułkach walały się śmieci.
Yoru
obserwowała to z zazdrością. Nie rozumiała, dlaczego jakiś mężczyzna wydzierał
się właśnie na pół ulicy za dzieckiem, które dawno zniknęło w tłumie ludzi.
Sama chwyciła za soczysty owoc i wgryzła się w niego. Straganiarz otworzył
usta, żeby coś powiedzieć, zawahał się jednak, gdy Reno wyszczerzył do niego
zęby. Yoru od niechcenia rzuciła mężczyźnie monetę i ruszyła dalej.
–
Pieprzona Shinra. – Usłyszeli na do widzenia.
Reno
odwrócił się z zamiarem przerachowania mężczyźnie kości, ale zatrzymał go głos
Yoru:
–
Zostaw. Szkoda zachodu.
–
Nie rusza cię to? – zapytał.
–
Mnie mało co rusza. – Wzruszyła ramionami.
–
Sephiroth? – zasugerował.
–
To nie twoja sprawa – warknęła.
To care enough to
carry on
Nie
lubiła tego tematu, bo też nie potrafiła określić, co jest pomiędzy nią a
srebrnowłosym SOLDIER. Znali się od lat, ale on wciąż był nieosiągalny. Odległy
jak gwiazdy na nocnym niebie. Samo to, że zauważył w ogóle jej istnienie, było
sukcesem, choć raczej była to kwestia tego, że zaczęła kręcić się obok. Może po
prostu była na tyle upierdliwa, że postanowił dać jej nieco uwagi, nie była
pewna. Wkurzał ją tym tak samo jak sam fakt, że czegokolwiek Sephiroth nie
robił, zawsze osiągał cel. Do tego zdawało się, że nic go tu nie kosztuje, a to
było po prostu niesprawiedliwe.
Kim
dla niego była? Zadawała sobie to pytanie raz po raz. Kiedy go o to zapytała,
odpowiedział, że jest jak ćma. Tamtej nocy się nad tym nie zastanawiała,
zresztą była zbyt zmęczona po tym, co się wydarzyło. Nie mogła narzekać, bo od
tego czasu wielokrotnie sypiała u niego, co oczywiście nie umknęło czujnym
oczom pozostałych SOLDIER Pierwszej Klasy. Angeal taktownie nic nie mówił, ale
zdawało się, że mu się to nie podoba, Genesis zaś rzucił komentarzem w swoim
stylu, co ją tylko zdenerwowało. Potem plotka poszła w świat, ale tym Yoru się
nie przejmowała. Ważne, że czerpała z tego przyjemność, sporą przyjemność.
I wish I knew what it was like
–
Moja nie moja, nie wszystkim się to podoba – odparł Reno. – Na pewno wiesz, co
robisz?
–
Powtarzam, to nie twoja sprawa – warknęła. – Zresztą kogoś to naprawdę
obchodzi?
–
Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele osób. – Zaśmiał się. – Choć większość
oczywiście bardziej interesuje Sephiroth.
Uśmiechnęła
się krzywo. Czemu jej nie to dziwiło? Sephiroth był twarzą Shinry, jej
niekwestionowaną gwiazdą, bohaterem, którego ludzie szanowali, wielbili wręcz.
Gdyby ktoś zapytał tego zapatrzonego w niego tłumu, czy powinien zastąpić
Prezydenta, jednogłośnie odparliby, że tak. Nieważne, że Sephiroth nie miał ani
takich aspiracji ani odpowiedniej wiedzy, skoro jego głównym zajęciem była
walka. Ale to był Sephiroth doskonały w całej swej okazałości, idealny pod
każdym względem.
To find a place where
I belong, but
I
była Yoru. Panna nikt, która tak desperacko próbowała ukryć to, co czuła wobec
Srebrnego Demona, a jednocześnie pozostać przy jego boku. Od początku na
przegranej pozycji, bo Sephiroth rozpracował ją od razu, może wystarczyło mu
jedno spojrzenie. Czy wykorzystał jej słabość przeciwko niej? Nie odczuwała
tego w ten sposób, ale pewna być nie mogła. Ćma – tyle usłyszała na swój temat.
Fakt, ciągnęło ją do ognia i pewnie ten ogień kiedyś ją spali, ale była na to
gotowa. Tak myślała.
I
tak nie było nikogo, kto by się o nią troszczył. Najmłodsza z rodzeństwa,
bezużyteczna zarówno jako człowiek, jak i obiekt badawczy. Nikomu niepotrzebna.
To, że pozwalali jej żyć, było jakąś kpiną pewnie, nikt się nie trudził, żeby
się jej pozbyć. Mogła robić, co chciała, nikogo to nie obchodziło. Nie czuła
się też częścią Shinry, częścią rodziny. Zresztą ci byli mistrzami w jej ignorowaniu,
nawet jeśli mijali się gdzieś w korytarzu, traktowali ją jak powietrze. Mogła
rozrabiać i nikt jej niczego nie powiedział. Nie należała nigdzie, była nikim.
Nikomu to nie przeszkadzało łącznie z nią.
I am machine
Włóczyli
się trochę bez celu, jakby Yoru sama nie wiedziała, dokąd chce pójść. A może
jej to po prostu nie obchodziło. Liczyła się sama możliwość wyjścia poza teren
Shinry – choć tu wszystko w rzeczywistości było terenem Shinry, cały ten
pieprzony kraj – oszukania samej siebie, że jest wolna. Że może robić, co chce.
Ignorowała
przy tym Reno, który co rusz próbował ją zagadywać, nadal krążąc wokół tematu
jej romansu z Sephirothem.
–
Czy ty zawsze tyle gadasz? – prychnęła rozzłoszczona. – Jadaczka ci się nie
zamyka, Sinclair?
–
Nie musisz być taka straszna. Skoro już razem spacerujemy, to równie dobrze
możemy pogawędzić – odparł, zakładając ręce za głową.
–
Masz mnie tylko pilnować – przypomniała. – Nawet nie powinieneś mi się
pokazywać na oczy.
–
I tak wiesz, że cię obserwujemy, księżniczko, więc równie dobrze nie ma
potrzeby zabawy w podchody.
Yoru
złapała go za przód koszuli i przyciągnęła go do siebie.
–
Nie nazywał mnie tak, mówiłam – syknęła mu prosto w twarz.
Skrzywiła
się, gdy jej podbródka dotknął paralizator, a Reno uśmiechnął się radośnie.
–
A, a, a, tak się bawić nie będziemy, panno Shinra – powiedział lekkim tonem. –
Doskonale wiem, jaka z ciebie niebezpieczna bestia, a nie chciałbym zrobić ci
krzywdy. Naprawdę.
–
Spróbuj tylko – podjudzała. – Żywy do domu nie trafisz.
Reno
jednak nie zaatakował pierwszy, a nawet wycofał paralizator, chociaż naprawdę
go kusiło, żeby ją trochę popieścić prądem.
–
Z zasady to nie biję dziewczyn – stwierdził. – To co? Wracamy do domu? Chyba
dość tej wycieczki.
Yoru
prychnęła, po czym puściła go i odwróciła się na pięcie z zamiarem oddalenia
się od irytującego Turksa. Nie zamierzała jeszcze wracać. Krew w jej żyłach
wrzała do tego stopnia, że nie potrafiła jej sama uspokoić. Na to były dwa
sposoby, choć z jednego musiała zrezygnować od razu.
I never sleep
Weszła
do jakiegoś podejrzanego baru, zamówiła drinka. Nikt nie zapytał ją o wiek,
barman tylko zmarszczył brwi, nim podał jej alkohol. Skrzywił się za to, kiedy
Reno dosiadł się do niej i uśmiechnął do mężczyzny.
–
Ciebie nie obsłużę – oznajmił barman.
–
A to czemu? – oburzył się Reno. – Jakiś rasizm wobec rudych?
–
Turksów nie obsługuję. – Mężczyzna wziął do ręki szmatkę, żeby wytrzeć jedną ze
szklanek.
–
A to niby dlaczego? Co to, kurde, jest?
Yoru
zaśmiała się, widząc jego oburzenie, po czym zamówiła jeszcze jednego drinka.
Tak, tego jej było trzeba. Wyszczerzyła zęby do Sinclaira, gdy ten nadal
wyrzucał z siebie słowa.
–
Tak cię to bawi, księżniczko? – Odwrócił się do niej. – Dlaczego tylko ja nie
zostałem obsłużony?
–
Masz zakazaną gębę. – Zaśmiała się. – Trzeba było zostać w domu.
–
Akurat moja zmiana wypadła – odparł urażony. – Mogłabyś mi chociaż piwo
postawić.
–
Shinra nie sponsoruje? – zakpiła.
I keep my eyes wide open
Rozejrzała
się czujnie, wyczuwając czyjeś natarczywe spojrzenie. W kącie dostrzegła dwie
pary wpatrzonych w nich oczu, ewidentnie ich właścicielom nie podobała się
obecność Shinry w barze. Cóż, było wielu ludzi, którym firma zaszła za skórę,
większość zostawało szybko usuniętych, ale takie jednostki wciąż nie należały
do mniejszości. Zdawało się, że z roku na rok było ich coraz więcej.
Oblizała
usta, czując, że właśnie nadarza się okazja, żeby pozbyć się ognia z żył.
Powstrzymała się jednak przed awanturą w barze.
Syknęła,
gdy Reno szarpnął ją lekko za rękaw.
–
Nie ignoruj mnie, księżniczko. Jesteśmy w połowie rozmowy.
–
Nadal chce ci się gadać? – odparła, rzucając zapłatę na ladę. – Reszty nie
trzeba.
I am machine
Zeskoczyła
ze stołka i ruszyła nieśpiesznie do drzwi, wiedząc, że zarówno Reno, jak i
tamci podążą za nią.
–
Ej, księżniczko! O co ci znowu chodzi?
Odwróciła
się do niego i uśmiechnęła szeroko.
–
Nie masz ochoty poprzestawiać kilku kości? – zapytała, nie wiedząc jeszcze, że
wszystko, co mogło, pójdzie źle.
A part of me
Puściła
się biegiem z radosnym uśmiechem na ustach, kierując się do bardziej
opuszczonej części sektora. Wiedziała, że Reno z nieco ogłupiałą miną biegnie
za nią. I że sprowokowała tamtych.
Uchyliła
się przed strzałem, następny odbiła mieczem, szczerząc do przeciwnika zęby. Nie
spodziewała się jednak, że kolejny atak nadejdzie ze strony, w którą jeszcze
przed chwilą biegła. Ewidentnie coś tu nie grało.
–
Zdaje się, że daliśmy się wciągnąć w pułapkę – zauważył Reno.
–
Trafne spostrzeżenie – prychnęła.
Tego
nie było w planie. Yoru znała swoje możliwości, ale i słabości, które
przekreśliły jej przydatność dla Shinry. Tym razem nie była pewna, co przeważy,
choć przez chwilę dała się ponieść adrenalinie. Może to był błąd?
Wishes I could just feel something
– Jesteśmy otoczeni.
–
Świetnie, możemy atakować w każdym kierunku.
Spojrzała
na Turksa ze zgrozą, która pogłębiła się, gdy zobaczyła na jego twarzy uśmiech.
–
Reno, do cholery, to nie jest czas na żarty! – wrzasnęła. – Zginiemy.
–
Jak będziesz tak krzyczeć, to na pewno – odparł i pociągnął ją za jeden z
filarów, nim dosięgła ich wroga kula. – Ale z drugiej strony twój Srebrny Demon
jak zawsze przyjdzie ci na ratunek, księżniczko.
Prychnęła
wściekle.
–
Nie nazywaj mnie tak – syknęła. – Ile razy mam ci powtarzać?
Reno
nie zdążył odpowiedzieć, gdy zostali zaatakowani bezpośrednio. Yoru uniosła
miecz i ledwo uniknęła uderzenia paralizatorem Turksa.
–
Reno, do cholery! Uważaj, co robisz! – wrzasnęła.
–
Sorka! – odkrzyknął, uderzając jakiegoś mężczyznę w potylicę.
Mimo
obaw Yoru radzili sobie nieźle do czasu, aż jeden z przeciwników przewrócił ją
na ziemię i złapał za gardło.
–
Pieprzona Shinra – warknął mężczyzna.
I am machine
Oczy
Yoru błysnęły zielenią charakterystyczną dla SOLDIER, a jedna z dłoni
rozżarzyła czarnym płomieniem, którym uderzyła napastnika w bok twarzy. Owiał
ją swąd palonego mięsa, strząsnęła z siebie trupa i podniosła się
błyskawicznie.
–
Padnij, Reno – poleciła pustym głosem.
Czarny
ogień trawił wszystko dookoła, niewielu przeciwnikom udało się go uniknąć i salwować
się ucieczką, która skończyła się dla nich wcześniej, niż się spodziewali. I
nie była to sprawa ani Yoru ani Reno, który zagwizdał z podziwem.
–
Destrukcja w czystej postaci – stwierdził, gdy już mógł bezpiecznie wstać. –
Nic dziwnego, że szef tak się upiera, żebyśmy mieli cię pod kontrolą, jak
wychodzisz na miasto.
–
Shrinrze na pewno nie potrzeba zepsutej zabawki w rękach wrogów – odparła,
czując, jak ogarnia ją słabość. – Ktoś musi mnie powstrzymać. Albo pozbierać.
I never sleep
Runęła
do przodu i pewnie zaryłaby nosem o betonową podłogę, gdyby ktoś nie chwycił
jej za ramię i nie pociągnął do siebie. Za plecami poczuła coś twardego i
ciepłego. Ciało. Z trudem uniosła głowę, żeby spojrzeć na swojego wybawiciela.
–
Miałaś tego nie robić, Yoru. – Usłyszała naganę w jego głosie. – Byłaś tu sama.
–
Ej, pozbierałbym ją – zaperzył się Reno. – W końcu od tego tu jestem.
Yoru
oparta o Sephirotha nawet się nim nie przejęła.
–
Co tu robisz? – zapytała szeptem. – Przecież wyjechałeś.
–
Wróciłem niedawno. Powiedziano mi, że wyszłaś rano i dotąd nie wróciłaś.
–
Nudziłam się.
Sephiroth
uniósł brew, ale nie skomentował jej odpowiedzi. Rozejrzał się jeszcze po
pomieszczeniu, ale żaden z trupów nie zamierzał wstać i zaatakować ponownie.
Nie spodziewał się, że będzie inaczej, skoro Yoru poszła na całość. Teraz za to
płaciła.
–
Wracamy do domu.
Until I fix what's broken
Jeśli
Yoru wydawało się, że jej wybryk przejdzie bez echa, bardzo się myliła. Gdy
tylko się ocknęła, została wezwana przez Lazarda. Wściekłego Lazarda, trafniej
rzecz ujmując. W niczym nie byli podobni i Yoru była przekonana, że Lazard
nawet nie pamięta, że są ze sobą spokrewnieni.
–
Co masz na swoje usprawiedliwienie? – zapytał tonem tak chłodnym, że nawet
Sephiroth oparty o ścianę tuż przy drzwiach poczuł się nieswojo. – Zdajesz
sobie sprawę, co narobiłaś?
Yoru
wzruszyła ramionami. Od początku wiedziała, że jest na przegranej pozycji, ale
nic jej to nie obchodziło. Zabiła tych ludzi, wielkie halo. Zdecydowała, że
chce żyć, więc tamci musieli zginąć, skoro chcieli ją zabić. Wątpiła bowiem,
żeby rozpoznali w niej córkę Prezydenta, o której istnieniu publicznie się nie
mówiło. A nawet gdyby, to nic by im to nie dało. Zarząd nie dałby żadnych
pieniędzy, nie zgodziłby się na żadne interakcje, które miałyby skłonić Shinrę
do ustąpienia przeciwnikom.
–
Yoru, Shinra nie będzie za ciebie wiecznie sprzątać. To, że Sinclair cię nie
dopilnował, to inna sprawa, ale sama doskonale wiesz, dlaczego nie powinnaś
włóczyć się po Migdarze. Naprawdę wydaje ci się, że nic się nie stało?
I am machine
–
Przepraszam, Lazard. To się więcej nie powtórzy – wyrecytowała, nawet nie
kryjąc się z tym, że nie mówi tego szczerze.
Dyrektor
SOLDIER poprawił okulary. Wiedział, że do tej dziewczyny nic nie dociera.
Nieudany eksperyment pozbawił jej nie tylko zdrowego rozsądku, ale i większej
części człowieczeństwa z tymi wszystkimi cechami, które teraz by mu bardzo
pomogły. Jak niby miał ją kontrolować, jak nie poczuwała się do posłuszeństwa?
–
Możesz odejść, ale masz zakaz wychodzenia na te swoje wycieczki. Do odwołania.
–
Jasne. Jak sobie życzysz.
–
Będę jeszcze potrzebny? – zapytał Sephiroth, gdy Yoru się z nim zrównała.
–
Nie, też możesz odejść – odparł Lazard, zajmując się już jakimiś dokumentami. –
Wezwę cię, gdy będziesz potrzebny.
A part of me
–
Głupcy – warknęła, gdy wyszli.
–
Nigdy nie mówisz im tego w twarz – zauważył.
–
Bo to bez znaczenia. Chodźmy, Genesis i Angeal pewnie się nudzą bez ciebie.
Dawno ich zresztą nie widziałam.
–
Angeal ma nowego pupila.
–
Pupila? – Spojrzała na niego z zastanowieniem. – Znaczy że zwierzątko?
Wzruszył
ramionami.
–
To SOLDIER. Nazywa się Zack Fair.
Uśmiechnęła
się pod nosem.
–
A to ciekawe.
Wishes I could just
feel something
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz