niedziela, 20 października 2019

"Znudzona Ćma"




Here's to being human


    – Jesteśmy otoczeni.

– Świetnie, możemy atakować w każdym kierunku.
Spojrzała na Turksa ze zgrozą, która pogłębiła się, gdy zobaczyła na jego twarzy uśmiech.
– Reno, do cholery, to nie jest czas na żarty! – wrzasnęła. – Zginiemy!

All the pain and suffering


13 godzin wcześniej

Bujała się na starym krześle wpatrzona w widoczne za szybą błękitne niebo. Gdzieniegdzie widoczne były chmury, ale nie wyglądało na to, żeby zbierało się na deszcz. To raczej będzie kolejny nudny słoneczny dzień, który nic jej nie obchodził. Nienawidziła tej nudy, tego, że nie czuje ekscytacji kolejnym porankiem, że nie budzi się ciekawa tego, co ją spotka. Bo jej nie spotyka nic. Zupełnie nic. Może siedzieć całymi dniami pod kołdrą i nikt nawet nie sprawdzi, czy przypadkiem nie umarła i nie gnije. Nikogo nie obchodzi, skoro była zepsuta. I nieważne, jak bardzo próbowała zwrócić na siebie uwagę, jak bardzo próbowała wypełnić swój świat, niczego to nie zmieniało. Mogła się tylko wściekać na samą siebie i świat dookoła.
Zeskoczyła z krzesła, które upadło z hukiem na podłogę. Nie zamierzała dłużej siedzieć w budynku, przecież nikt jej nie zatrzyma. W środku też nie było nic ekscytującego, odkąd Sephiroth i pozostali rozjechali się, żeby dopilnować tajnych sprawek Shinry i zdobyć jeszcze większą popularność. Nie mogła na nich patrzeć czasami, a jak już media zaczynały o nich trąbić, była pewna, że oszaleje. SOLDIER. Niby tacy świetni, a nie różnili się od niej niczym – w nich też nie pozostało już wiele człowieczeństwa. Nieważne, jak bardzo wszyscy dookoła ignorowali ten fakt.
Przebrała się w kwiecistą sukienkę, jedną z tych, których w rzeczywistości nie zamierzała nigdy ubierać, bo przecież jej nie pasowały. Zaśmiała się, gdy tylko zobaczyła swoje odbicie w lustrze – niemal biała twarz obsypana brzydkimi piegami, wąskie, blade usta ledwo odznaczające się od cery, zadarty nos i zupełnie czarne oczy, jakby w ogóle nie miała tęczówki. No i te białe kłaki, których nigdy nie potrafiła ułożyć tak, jak tego chciała. Nawet teraz, gdy związała je w wysoki kucyk, jedno krótsze pasmo uciekło z wiązania i zwisało luźno nad okiem. Chude ciało wrzucone w sukienkę ani trochę nie zachęcało do czegokolwiek, chyba tylko do wyśmiania.

There's beauty in the bleeding

Uderzyła dłonią o lustrzaną taflę. Potem jeszcze raz. Z podłużnej, niezagojonej rany zaczęła sączyć się krew, którą rozmazała na lustrze. Tak, teraz wyglądało to o wiele lepiej. Świat czerwieni, z którego wyrzucono ją, gdy tylko stwierdzono, że jest bezużyteczna. Nie zapomniała, pamiętała i to były jedyne chwile, gdy czuła się kompletna. Choć nikomu nie była potrzebna.
Sukienka poszła w kąt na rzecz codziennych ubrań. Do pasa przytroczyła katanę, może w drodze powrotnej pomęczy trochę SOLDIER trzeciej klasy? Im to nawet łatwo grała na nosach, skoro wszyscy ją lekceważyli. Myśleli, że nie słyszy, jak z zawiścią powtarzają, że jest maskotką Sephirotha, choć każdy chciałby być na jej miejscu. A przecież nawet nie była SOLDIER.

At least you feel something

Nikt jej nie zatrzymywał, gdy wyszła na ulice Migdaru. Nie było po co, bo kto by się nią przejmował? Nieraz włóczyła się całymi dniami i nocami po mieście, zachodząc w coraz bardziej niebezpieczne miejsca. Kusiła los, który również się na nią wypiął, bo rzadko zwracała uwagę jakiś zbirów. Czy to wina miecza przy boku czy może wyglądu upiora, nie wiedziała, ale dotąd nikt jej nie zaczepił, nie napadł. Jakby Migdar był całkowicie bezpiecznym miejscem.
A może to kwestia tego, że wiecznie jej ktoś towarzyszył. Bo może nikt jej nie zabraniał włóczenia się, ale zawsze w ślad za nią podążał któryś z Turksów. Już przy drugiej takiej eskapadzie zorientowała się, że ma ogon. Cóż, najwyraźniej ktoś chciał wiedzieć, co robi, gdy wychodzi. Lazard? Wątpiła, żeby był to rozkaz samego prezydenta, bo on to chyba w ogóle zapomniał o jej istnieniu. Rufusa też o to nie podejrzewała. Nikt inny nie przychodził jej do głowy. Zresztą było to bez znaczenia.
Kątem oka dostrzegła znajomą rudą czuprynę, która zbliżała się nieubłaganie.
– Yo. Spacerek?
– Nie twój interes, Reno.
– Może i nie mój, ale czyjś na pewno.
– Więc powinieneś wykonywać należycie swoje obowiązki. Nie mam ochoty oglądać twojej zakazanej mordy – stwierdziła.
– Jaka zimna. – Zaśmiał się. – Czy chcesz czy nie, będę ci dziś towarzyszył, księżniczko.
– Nie nazywaj mnie tak – warknęła.
Przyśpieszyła kroku, choć wątpiła, żeby Reno dał się zgubić czy choćby zostawił jej dystans, w którym poczułaby się wolna. I oczywiście zaraz ją dogonił chyba bardzo zadowolony, że to jemu dziś przyszła kolej jej śledzenia, co skutkowało, że nie musiał zajmować się mniej ciekawymi sprawami.

I wish I knew what it was like

Miasto żyło. Ulice Migdaru były pełne ludzi, jedni śpieszyli się gdzieś, inni przystawali na chwilę, żeby porozmawiać ze znajomymi. Uliczni sprzedawcy prezentowali swój towar, czasami przekrzykując się wzajemnie byle tylko to ich stragan zatrzymał przechodnia. Gdzieniegdzie przebiegło dziecko czy bezpański pies, w zaułkach walały się śmieci.
Yoru obserwowała to z zazdrością. Nie rozumiała, dlaczego jakiś mężczyzna wydzierał się właśnie na pół ulicy za dzieckiem, które dawno zniknęło w tłumie ludzi. Sama chwyciła za soczysty owoc i wgryzła się w niego. Straganiarz otworzył usta, żeby coś powiedzieć, zawahał się jednak, gdy Reno wyszczerzył do niego zęby. Yoru od niechcenia rzuciła mężczyźnie monetę i ruszyła dalej.
– Pieprzona Shinra. – Usłyszeli na do widzenia.
Reno odwrócił się z zamiarem przerachowania mężczyźnie kości, ale zatrzymał go głos Yoru:
– Zostaw. Szkoda zachodu.
– Nie rusza cię to? – zapytał.
– Mnie mało co rusza. – Wzruszyła ramionami.
– Sephiroth? – zasugerował.
– To nie twoja sprawa – warknęła.

To care enough to carry on

Nie lubiła tego tematu, bo też nie potrafiła określić, co jest pomiędzy nią a srebrnowłosym SOLDIER. Znali się od lat, ale on wciąż był nieosiągalny. Odległy jak gwiazdy na nocnym niebie. Samo to, że zauważył w ogóle jej istnienie, było sukcesem, choć raczej była to kwestia tego, że zaczęła kręcić się obok. Może po prostu była na tyle upierdliwa, że postanowił dać jej nieco uwagi, nie była pewna. Wkurzał ją tym tak samo jak sam fakt, że czegokolwiek Sephiroth nie robił, zawsze osiągał cel. Do tego zdawało się, że nic go tu nie kosztuje, a to było po prostu niesprawiedliwe.
Kim dla niego była? Zadawała sobie to pytanie raz po raz. Kiedy go o to zapytała, odpowiedział, że jest jak ćma. Tamtej nocy się nad tym nie zastanawiała, zresztą była zbyt zmęczona po tym, co się wydarzyło. Nie mogła narzekać, bo od tego czasu wielokrotnie sypiała u niego, co oczywiście nie umknęło czujnym oczom pozostałych SOLDIER Pierwszej Klasy. Angeal taktownie nic nie mówił, ale zdawało się, że mu się to nie podoba, Genesis zaś rzucił komentarzem w swoim stylu, co ją tylko zdenerwowało. Potem plotka poszła w świat, ale tym Yoru się nie przejmowała. Ważne, że czerpała z tego przyjemność, sporą przyjemność.

I wish I knew what it was like

– Moja nie moja, nie wszystkim się to podoba – odparł Reno. – Na pewno wiesz, co robisz?
– Powtarzam, to nie twoja sprawa – warknęła. – Zresztą kogoś to naprawdę obchodzi?
– Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele osób. – Zaśmiał się. – Choć większość oczywiście bardziej interesuje Sephiroth.
Uśmiechnęła się krzywo. Czemu jej nie to dziwiło? Sephiroth był twarzą Shinry, jej niekwestionowaną gwiazdą, bohaterem, którego ludzie szanowali, wielbili wręcz. Gdyby ktoś zapytał tego zapatrzonego w niego tłumu, czy powinien zastąpić Prezydenta, jednogłośnie odparliby, że tak. Nieważne, że Sephiroth nie miał ani takich aspiracji ani odpowiedniej wiedzy, skoro jego głównym zajęciem była walka. Ale to był Sephiroth doskonały w całej swej okazałości, idealny pod każdym względem.

To find a place where I belong, but

I była Yoru. Panna nikt, która tak desperacko próbowała ukryć to, co czuła wobec Srebrnego Demona, a jednocześnie pozostać przy jego boku. Od początku na przegranej pozycji, bo Sephiroth rozpracował ją od razu, może wystarczyło mu jedno spojrzenie. Czy wykorzystał jej słabość przeciwko niej? Nie odczuwała tego w ten sposób, ale pewna być nie mogła. Ćma – tyle usłyszała na swój temat. Fakt, ciągnęło ją do ognia i pewnie ten ogień kiedyś ją spali, ale była na to gotowa. Tak myślała.
I tak nie było nikogo, kto by się o nią troszczył. Najmłodsza z rodzeństwa, bezużyteczna zarówno jako człowiek, jak i obiekt badawczy. Nikomu niepotrzebna. To, że pozwalali jej żyć, było jakąś kpiną pewnie, nikt się nie trudził, żeby się jej pozbyć. Mogła robić, co chciała, nikogo to nie obchodziło. Nie czuła się też częścią Shinry, częścią rodziny. Zresztą ci byli mistrzami w jej ignorowaniu, nawet jeśli mijali się gdzieś w korytarzu, traktowali ją jak powietrze. Mogła rozrabiać i nikt jej niczego nie powiedział. Nie należała nigdzie, była nikim. Nikomu to nie przeszkadzało łącznie z nią.

I am machine

Włóczyli się trochę bez celu, jakby Yoru sama nie wiedziała, dokąd chce pójść. A może jej to po prostu nie obchodziło. Liczyła się sama możliwość wyjścia poza teren Shinry – choć tu wszystko w rzeczywistości było terenem Shinry, cały ten pieprzony kraj – oszukania samej siebie, że jest wolna. Że może robić, co chce.
Ignorowała przy tym Reno, który co rusz próbował ją zagadywać, nadal krążąc wokół tematu jej romansu z Sephirothem.
– Czy ty zawsze tyle gadasz? – prychnęła rozzłoszczona. – Jadaczka ci się nie zamyka, Sinclair?
– Nie musisz być taka straszna. Skoro już razem spacerujemy, to równie dobrze możemy pogawędzić – odparł, zakładając ręce za głową.
– Masz mnie tylko pilnować – przypomniała. – Nawet nie powinieneś mi się pokazywać na oczy.
– I tak wiesz, że cię obserwujemy, księżniczko, więc równie dobrze nie ma potrzeby zabawy w podchody.
Yoru złapała go za przód koszuli i przyciągnęła go do siebie.
– Nie nazywał mnie tak, mówiłam – syknęła mu prosto w twarz.
Skrzywiła się, gdy jej podbródka dotknął paralizator, a Reno uśmiechnął się radośnie.
– A, a, a, tak się bawić nie będziemy, panno Shinra – powiedział lekkim tonem. – Doskonale wiem, jaka z ciebie niebezpieczna bestia, a nie chciałbym zrobić ci krzywdy. Naprawdę.
– Spróbuj tylko – podjudzała. – Żywy do domu nie trafisz.
Reno jednak nie zaatakował pierwszy, a nawet wycofał paralizator, chociaż naprawdę go kusiło, żeby ją trochę popieścić prądem.
– Z zasady to nie biję dziewczyn – stwierdził. – To co? Wracamy do domu? Chyba dość tej wycieczki.
Yoru prychnęła, po czym puściła go i odwróciła się na pięcie z zamiarem oddalenia się od irytującego Turksa. Nie zamierzała jeszcze wracać. Krew w jej żyłach wrzała do tego stopnia, że nie potrafiła jej sama uspokoić. Na to były dwa sposoby, choć z jednego musiała zrezygnować od razu.

I never sleep

Weszła do jakiegoś podejrzanego baru, zamówiła drinka. Nikt nie zapytał ją o wiek, barman tylko zmarszczył brwi, nim podał jej alkohol. Skrzywił się za to, kiedy Reno dosiadł się do niej i uśmiechnął do mężczyzny.
– Ciebie nie obsłużę – oznajmił barman.
– A to czemu? – oburzył się Reno. – Jakiś rasizm wobec rudych?
– Turksów nie obsługuję. – Mężczyzna wziął do ręki szmatkę, żeby wytrzeć jedną ze szklanek.
– A to niby dlaczego? Co to, kurde, jest?
Yoru zaśmiała się, widząc jego oburzenie, po czym zamówiła jeszcze jednego drinka. Tak, tego jej było trzeba. Wyszczerzyła zęby do Sinclaira, gdy ten nadal wyrzucał z siebie słowa.
– Tak cię to bawi, księżniczko? – Odwrócił się do niej. – Dlaczego tylko ja nie zostałem obsłużony?
– Masz zakazaną gębę. – Zaśmiała się. – Trzeba było zostać w domu.
– Akurat moja zmiana wypadła – odparł urażony. – Mogłabyś mi chociaż piwo postawić.
– Shinra nie sponsoruje? – zakpiła.

I keep my eyes wide open

Rozejrzała się czujnie, wyczuwając czyjeś natarczywe spojrzenie. W kącie dostrzegła dwie pary wpatrzonych w nich oczu, ewidentnie ich właścicielom nie podobała się obecność Shinry w barze. Cóż, było wielu ludzi, którym firma zaszła za skórę, większość zostawało szybko usuniętych, ale takie jednostki wciąż nie należały do mniejszości. Zdawało się, że z roku na rok było ich coraz więcej.
Oblizała usta, czując, że właśnie nadarza się okazja, żeby pozbyć się ognia z żył. Powstrzymała się jednak przed awanturą w barze.
Syknęła, gdy Reno szarpnął ją lekko za rękaw.
– Nie ignoruj mnie, księżniczko. Jesteśmy w połowie rozmowy.
– Nadal chce ci się gadać? – odparła, rzucając zapłatę na ladę. – Reszty nie trzeba.

I am machine

Zeskoczyła ze stołka i ruszyła nieśpiesznie do drzwi, wiedząc, że zarówno Reno, jak i tamci podążą za nią.
– Ej, księżniczko! O co ci znowu chodzi?
Odwróciła się do niego i uśmiechnęła szeroko.
– Nie masz ochoty poprzestawiać kilku kości? – zapytała, nie wiedząc jeszcze, że wszystko, co mogło, pójdzie źle.

A part of me

Puściła się biegiem z radosnym uśmiechem na ustach, kierując się do bardziej opuszczonej części sektora. Wiedziała, że Reno z nieco ogłupiałą miną biegnie za nią. I że sprowokowała tamtych.
Uchyliła się przed strzałem, następny odbiła mieczem, szczerząc do przeciwnika zęby. Nie spodziewała się jednak, że kolejny atak nadejdzie ze strony, w którą jeszcze przed chwilą biegła. Ewidentnie coś tu nie grało.
– Zdaje się, że daliśmy się wciągnąć w pułapkę – zauważył Reno.
– Trafne spostrzeżenie – prychnęła.
Tego nie było w planie. Yoru znała swoje możliwości, ale i słabości, które przekreśliły jej przydatność dla Shinry. Tym razem nie była pewna, co przeważy, choć przez chwilę dała się ponieść adrenalinie. Może to był błąd?

Wishes I could just feel something


– Jesteśmy otoczeni.

– Świetnie, możemy atakować w każdym kierunku.
Spojrzała na Turksa ze zgrozą, która pogłębiła się, gdy zobaczyła na jego twarzy uśmiech.
– Reno, do cholery, to nie jest czas na żarty! – wrzasnęła. – Zginiemy.
– Jak będziesz tak krzyczeć, to na pewno – odparł i pociągnął ją za jeden z filarów, nim dosięgła ich wroga kula. – Ale z drugiej strony twój Srebrny Demon jak zawsze przyjdzie ci na ratunek, księżniczko.
Prychnęła wściekle.
– Nie nazywaj mnie tak – syknęła. – Ile razy mam ci powtarzać?
Reno nie zdążył odpowiedzieć, gdy zostali zaatakowani bezpośrednio. Yoru uniosła miecz i ledwo uniknęła uderzenia paralizatorem Turksa.
– Reno, do cholery! Uważaj, co robisz! – wrzasnęła.
– Sorka! – odkrzyknął, uderzając jakiegoś mężczyznę w potylicę.
Mimo obaw Yoru radzili sobie nieźle do czasu, aż jeden z przeciwników przewrócił ją na ziemię i złapał za gardło.
– Pieprzona Shinra – warknął mężczyzna.

I am machine

Oczy Yoru błysnęły zielenią charakterystyczną dla SOLDIER, a jedna z dłoni rozżarzyła czarnym płomieniem, którym uderzyła napastnika w bok twarzy. Owiał ją swąd palonego mięsa, strząsnęła z siebie trupa i podniosła się błyskawicznie.
– Padnij, Reno – poleciła pustym głosem.
Czarny ogień trawił wszystko dookoła, niewielu przeciwnikom udało się go uniknąć i salwować się ucieczką, która skończyła się dla nich wcześniej, niż się spodziewali. I nie była to sprawa ani Yoru ani Reno, który zagwizdał z podziwem.
– Destrukcja w czystej postaci – stwierdził, gdy już mógł bezpiecznie wstać. – Nic dziwnego, że szef tak się upiera, żebyśmy mieli cię pod kontrolą, jak wychodzisz na miasto.
– Shrinrze na pewno nie potrzeba zepsutej zabawki w rękach wrogów – odparła, czując, jak ogarnia ją słabość. – Ktoś musi mnie powstrzymać. Albo pozbierać.

I never sleep

Runęła do przodu i pewnie zaryłaby nosem o betonową podłogę, gdyby ktoś nie chwycił jej za ramię i nie pociągnął do siebie. Za plecami poczuła coś twardego i ciepłego. Ciało. Z trudem uniosła głowę, żeby spojrzeć na swojego wybawiciela.
– Miałaś tego nie robić, Yoru. – Usłyszała naganę w jego głosie. – Byłaś tu sama.
– Ej, pozbierałbym ją – zaperzył się Reno. – W końcu od tego tu jestem.
Yoru oparta o Sephirotha nawet się nim nie przejęła.
– Co tu robisz? – zapytała szeptem. – Przecież wyjechałeś.
– Wróciłem niedawno. Powiedziano mi, że wyszłaś rano i dotąd nie wróciłaś.
– Nudziłam się.
Sephiroth uniósł brew, ale nie skomentował jej odpowiedzi. Rozejrzał się jeszcze po pomieszczeniu, ale żaden z trupów nie zamierzał wstać i zaatakować ponownie. Nie spodziewał się, że będzie inaczej, skoro Yoru poszła na całość. Teraz za to płaciła.
– Wracamy do domu.

Until I fix what's broken

Jeśli Yoru wydawało się, że jej wybryk przejdzie bez echa, bardzo się myliła. Gdy tylko się ocknęła, została wezwana przez Lazarda. Wściekłego Lazarda, trafniej rzecz ujmując. W niczym nie byli podobni i Yoru była przekonana, że Lazard nawet nie pamięta, że są ze sobą spokrewnieni.
– Co masz na swoje usprawiedliwienie? – zapytał tonem tak chłodnym, że nawet Sephiroth oparty o ścianę tuż przy drzwiach poczuł się nieswojo. – Zdajesz sobie sprawę, co narobiłaś?
Yoru wzruszyła ramionami. Od początku wiedziała, że jest na przegranej pozycji, ale nic jej to nie obchodziło. Zabiła tych ludzi, wielkie halo. Zdecydowała, że chce żyć, więc tamci musieli zginąć, skoro chcieli ją zabić. Wątpiła bowiem, żeby rozpoznali w niej córkę Prezydenta, o której istnieniu publicznie się nie mówiło. A nawet gdyby, to nic by im to nie dało. Zarząd nie dałby żadnych pieniędzy, nie zgodziłby się na żadne interakcje, które miałyby skłonić Shinrę do ustąpienia przeciwnikom.
– Yoru, Shinra nie będzie za ciebie wiecznie sprzątać. To, że Sinclair cię nie dopilnował, to inna sprawa, ale sama doskonale wiesz, dlaczego nie powinnaś włóczyć się po Migdarze. Naprawdę wydaje ci się, że nic się nie stało?

I am machine

– Przepraszam, Lazard. To się więcej nie powtórzy – wyrecytowała, nawet nie kryjąc się z tym, że nie mówi tego szczerze.
Dyrektor SOLDIER poprawił okulary. Wiedział, że do tej dziewczyny nic nie dociera. Nieudany eksperyment pozbawił jej nie tylko zdrowego rozsądku, ale i większej części człowieczeństwa z tymi wszystkimi cechami, które teraz by mu bardzo pomogły. Jak niby miał ją kontrolować, jak nie poczuwała się do posłuszeństwa?
– Możesz odejść, ale masz zakaz wychodzenia na te swoje wycieczki. Do odwołania.
– Jasne. Jak sobie życzysz.
– Będę jeszcze potrzebny? – zapytał Sephiroth, gdy Yoru się z nim zrównała.
– Nie, też możesz odejść – odparł Lazard, zajmując się już jakimiś dokumentami. – Wezwę cię, gdy będziesz potrzebny.

A part of me

– Głupcy – warknęła, gdy wyszli.
– Nigdy nie mówisz im tego w twarz – zauważył.
– Bo to bez znaczenia. Chodźmy, Genesis i Angeal pewnie się nudzą bez ciebie. Dawno ich zresztą nie widziałam.
– Angeal ma nowego pupila.
– Pupila? – Spojrzała na niego z zastanowieniem. – Znaczy że zwierzątko?
Wzruszył ramionami.
– To SOLDIER. Nazywa się Zack Fair.
Uśmiechnęła się pod nosem.
– A to ciekawe.

Wishes I could just feel something


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz