Tytuł: Mrok
Autor: Alicja
Wlazło
Seria (tom): Zaprzysiężeni
(1)
Gatunek: fantastyka
Wydawnictwo: Inanna
Data wydania: 31
lipca 2019
Kiedy w tamtym roku jeszcze jako
członkini Zniewolonych Treścią przyjęłam ofertę Alicji, by zrecenzować jej
debiutancką powieść, nie miałam pojęcia, że będę miała okazję rok później
dostać do ręki wydanie poprawione pierwszego tomu o Zaprzysiężonych. A jednak,
zmieniło się wydawnictwo, zmieniła oprawa, a część scen zostało poprawionych.
Czy ten zabieg był słusznym zagraniem autorki?
Ale od początku. Laureen ma
wszystko: kochających najbliższych, pracę, która daje jej satysfakcję, za
chwilę wychodzi za mąż. Sielanka. Jednak nie na długo, najpierw przypadkowo w
czasie swojego wieczoru panieńskiego spotyka tajemniczego Sigarra, który dość
mocno odciąga jej myśli od nowo poślubionego męża, a jakiś czas później jej
najbliżsi giną w napadzie na bank. Świat Laureen roztrzaskuje się na tysiące
kawałeczków, do tego na jej nadgarstku pojawia się tajemnicza bransoleta,
której nie można zdjąć. I tak oto Laureen zostaje wciągnięta w świat odwiecznej
walki pomiędzy Zaprzysiężonymi a Potępionymi.
Fabularnie nie ma zmian w nowej
odsłonie powieści. Rzeczy dzieją się tak, jak pamiętam, do tego bohaterowie też
nie dostali nowych rys. Może dzięki temu irytują mnie mniej niż przy pierwszym
spotkaniu, choć żadnego z nich nadal nie obdarzyłam cieplejszym uczuciem. Może
Nancy, ale tylko odrobinę. Laureen i Sigarr natomiast nadal są tak samo
wkurzający, choć tym razem patrzyłam na nich trochę przez palce. Cóż, trochę trudno
ich polubić, skoro jedno wchodzi w świat, o którym nic nie wie i nie zadaje
właściwych pytań, a drugie nie kwapi się z wyjaśnieniami i wszystko rozbija o
swoją naturę „bestii”. Ogromnie też żałuję, że Alicja nie zdecydowała się na
rozszerzenie nowego wydania o więcej informacji o świecie Zaprzysiężonych, bo
nadal widzę tylko zarys.
Widać za to zmiany w stylu. Kilka
scen jest przepisanych na nowo i wyglądają lepiej niż w pierwszym wydaniu. To
nie jest jeszcze mistrzostwo warsztatu, ale kolejny krok ku wyszlifowaniu
umiejętności pisarskich Alicji. I to mnie bardzo cieszy. Nie ma też tak
wielkiej różnicy pomiędzy początkiem a końcem powieści, które wyczułam w
pierwszym wydaniu. Dzięki temu czyta się o niebo lepiej. A raczej czytałoby
się, gdyby nie wręcz fatalna korekta tekstu. Rozumiem, jeden czy dwa błędy na
ileś stron, ale całe akapity bez kropek? Albo brak spacji po myślniku? Pod tym
względem drugie wydanie wygląda dużo gorzej od pierwszego, nawet nie musiałam
się wysilać, żeby to zauważyć.
Zmieniła się także oprawa
graficzna powieści. Przyznam szczerze, że pierwsza okładka bardziej oddawała
klimat serii, jak dla mnie. Drugie wydanie raczej krzyczy o byciu młodzieżową
fantastyką z wyraźnym wątkiem romantycznym, a przecież bohaterowie swoje lata
już mają. Mimo to nie mogę powiedzieć, że to zła okładka, bo wszystkie jej
elementy do siebie pasują.
Alicja Wlazło dość szybko
zdecydowała się na ponowne wydanie debiutu. Ma to swoje plusy, choć
jednocześnie nieco opóźniła dzięki temu premierę drugiego tomu serii, na który
nadal czekam. Cieszę się jednak, że wciąż pilnie pracuje nad swoim warsztatem
literackim i z przyjemnością nadal będę obserwować postępy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz