Tytuł: Stróże
Autor: Jakub
Ćwiek
Gatunek: fantastyka
Wydawnictwo: SQN
imaginatio
Data wydania: 6
czerwca 2018
Każdy z nas ma swojego anioła
stróża. Tak nam mówią, gdy jesteśmy dziećmi. Ale co jeśli Bóg zostawił swe
zastępy, a ilość ludzi się tak zwiększyła, że stróży jest za mało? No cóż,
wtedy trzeba innych sposobów. I tak w świecie wykreowanym przez Jakuba Ćwieka
do roli stróży przysposabia się chórzystów. Ale że porządek musi być, powstała
W.I.N.A. – organ służący do sprawdzania i ewentualnego karania stróży, którzy
przekroczą swoje kompetencje, a takich jest wielu, odkąd w pobliżu grasuje
pewien nordycki bóg.
Nie czytałam „Kłamcy”, ale ta
książka nie jest stricte częścią tamtego cyklu, więc można śmiało czytać ją
jako samodzielny tom opowiadań. Bo tym też jest. Klamrą spinającą kolejne
opowiadania są bohaterowie: Zadra, Butch i właśnie Loki, za którym nie wszyscy
przepadają, ale zawsze się jakoś wywinie. Do tego mamy też wrocławskiego
policjanta, Jakuba Ryjka, którego ogłoszono w niebiosach świętym, choć nadal
stąpa twardo po ziemi. Właśnie, Wrocław. Śmieję się, że to miasto było mi
pisane, bo nim się tu jeszcze przeprowadziłam, przychodziły do mnie książki
dziejące się w tym mieście, choć niekoniecznie z takim zamysłem je wybrałam.
Wracając jednak do samych
opowiadań, są lekkie i przyjemne, choć nie zostają długo w głowie. Ot zbiór
zabawnych historii, czasem bardziej fantastycznych, czasem bardziej
kryminalnych, w których prym wiodą nadnaturalne byty, a ludzie najczęściej nie
wychodzą na tym zbyt dobrze. Wszystko rozbija się o to, że Butch próbuje dorwać
Lokiego, a ten i tak się wywinie. Panowie za sobą nie przepadają, a sam anioł
jest dość tajemniczą postacią. Pewnego dnia się po prostu pojawił i był, do
tego można go nazwać wyszkolonym żołnierzem, choć wiele kart jego przeszłości
jest ścisłą tajemnicą.
Współpracujący z nim Zadra
dawniej był stróżem, więc robi za tego „dobrego glinę” w duecie. Mam wrażenie,
że na tle Butcha został słabiej wykreowany, jednak to jego partner dominuje w
opowiadaniach.
Dopiero końcówka pokazuje, że
wszystkie te zdarzenia mają głębszy sens i są jakoś połączone, jednocześnie
autor zapowiada kolejny tom przygód tychże bohaterów. I to nieco intryguje, bo
też wygląda to na grubszą sprawę.
Do tego „Stróże” mają dodatek w
postaci opowiadania, w którym występują bohaterowie różnych uniwersów Ćwieka,
więc jest Loki, są Zagubieni Chłopcy, jest też Dreszcz. I to opowiadanie
czytało mi się znacznie lepiej i bawiłam się świetnie. Może dlatego, że
„Chłopców” czytałam i polubiłam już wcześniej, a co za tym idzie, tęskniłam za
tamtym uniwersum.
„Stróże” nie są książką wybitną,
niczego też w życiu nie zmienią. Są za to lekkim oderwaniem od codzienności w
leniwe popołudnie przy herbacie, a dla fanów „Kłamcy” kolejnym spojrzeniem na
uniwersum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz